Z powodu choroby miałem pisać na ich temat ale zorientowałem się, że tak naprawdę nic o nich nie wiem. Nawet tak podstawowej rzeczy jak jej przyczyna. I nawet skupiając się tylko na infekcjach, nie chodzi mi o bakterie ani o wirusy tylko o coś jeszcze, co powoduje, że akurat w danym momencie zachorowałem. Przecież codziennie przebywam wśród różnego rodzaju wirusów i bakterii, które mogą powodować choroby, a jednak nie zawsze jakieś łapie. Może jest to kwestia odporności? Ale co to jest ta odporność i co na nią wpływa? Suplementy diety, ćwiczenia, morsowanie, dieta ? Za każdym razem kiedy stosowałem różnego rodzaju preparaty skutki były mizerne. Raz było lepiej, raz gorzej ale żaden nie gwarantował odporności. Poza tym w danym momencie panuje swego rodzaju moda na preparat, który miałby być najlepszy. Co kilka lat jest jakiś nowy, cudowny środek, który ma gwarantować tą upragniona odporność. Skoro ciągle zmienia się to, co gwarantuje odporność, to chyba nie znaleziono tego jedynego. Ćwiczenia też nie rozwiązywały problemu, a nawet czasem pogarszały sprawę. Co do zimnych kąpieli to teraz je przeprowadzam i właśnie jestem chory. Dieta to temat tak rozległy, że nie wiadomo od czego zacząć. Już tyle różnych diet, że mam ich dość i po prostu jem.
Nic z tych rzeczy, czynności nie gwarantowało zdrowia. Czyli co najbardziej pomaga w utrzymaniu zdrowia? Może świadomość, że to umysł powoduje choroby, a ciało jest tylko obrazem tego co się w nim dzieje? Może Totalna biologia? Na dzień dzisiejszy daje mi jakieś odpowiedzi ale i tak nie powoduje, że chorób w moim życiu nie ma. Może prowadzić do pewnego zrozumienia ale czy mam całe życie spędzić na odkrywaniu tego co ze mną jest nie tak i co spowodowało daną chorobę? Przecież to się nigdy nie kończy. Zawsze znajduje się coś nowego.
Czy już zawsze tak będzie, że choroby będą nieodłącznym elementem mojego życia? Czy można być cały czas zdrowym i nigdy nie chorować? Czy istnieje jakieś działanie, czynność, rzecz, cokolwiek co umożliwiłoby życie bez chorób?
Na razie borykam się, można powiedzieć, z błahymi chorobami. Boje się tych poważnych, które w znaczący sposób zmieniają życie, które są punktem zwrotnym dla wielu ludzi. I właśnie uświadomiłem sobie, że ten mój rozwój jest też powodowany ogromnym lękiem przed właśnie taką poważną chorobą, która miałaby takim punktem zwrotnym być. To, że tak dużo czytam i robię, jest po prostu próbą uniknięcia takiej sytuacji, w której to choroba miałaby odmienić moje życie. Ta wiedza ma być swego rodzaju tarczą. Tylko tarczą przed chorobą czy punktem zwrotnym?
Dodatkowo cały czas boję się, że za mało wiem, że mój rozwój jest powolny i niewłaściwy, że jeszcze nie jestem w miejscu, w którym być powinienem i tak naprawdę czekam na ten moment, który ma zmienić wszystko, a którego tak bardzo się boję, bo przecież oznaczałby chorobę. Paradoks, który powoduje, że nie znajdę się tam gdzie chcę, bo się po prostu boję tego, co tam będzie. Na dodatek skoro uważam, że choroba ma być środkiem, przystankiem na mojej drodze, to czy sam mogę ją powodować? Mam nadzieję, że nie. I mam nadzieję, że właśnie dzięki uświadomieniu sobie tego, to się nie wydarzy. Ale co? Choroba, punkt zwrotny, oświecenie czy coś innego? Sam już nie wiem.