Jak szukać w sobie czegoś co wydaje mi się, że we mnie nie jest? Po prostu robię to tak, jak umiem. Może i jest jakaś specjalna metoda na to ale u mnie często się zmienia. Kiedy myślę, że już ją znalazłem, okazuje się, że następnym razem nie działa i trzeba szukać czegoś innego. Nieustające, nowe szukanie. Tak jakby moje życie opierało się tylko na tym szukaniu. Czy istnieje jakaś jedna metoda, która rozwiązuje te problemy, które na nowo pojawiają się w mojej głowie? Ilekroć czegoś się pozbywam, na jego miejsce wskakuje coś nowego. Często jestem tym zmęczony. Czuję jakbym musiał rozwiązać nieskończenie wiele spraw. Ale po co? Po co to robię? Czemu, to właśnie na szukaniu opieram swój byt? Tego też nie wiem. Ile razy próbuje nie zwracać uwagi na to co mnie trapi tyle razy muszę uporać się z jeszcze większym bałaganem. Może technika uwalniania? Może pytanie kim jestem? Jak próbuję czegoś nowego i to nie działa tak jak bym chciał, czuję się jak głupiec. Głupiec, który nie potrafi zrozumieć i wdrożyć prostych technik, które pozwalają na łatwiejsze życie. A może tylko tak mi się wydaje? Może w nich wcale nie chodzi o to aby życie było łatwiejsze. Bo co to właściwie oznacza? Jak czasami spoglądam na siebie z zewnątrz siebie, to stwierdzam, że ten gość ma łatwe życie. Ma wszystko czego można zapragnąć. Naprawdę, dosłownie, w każdym aspekcie. To czemu wciąż we mnie takie weltshmerz czy inny nastrój, który nie pozwala mi tego poczuć? Czuć cały czas. Może nie o to w życiu chodzi? Może to do czego dążę, nie jest tym czego sobie zapragnąłem? Może to czego chciałem, ma po prostu obraz tego co jest, tylko to ja nie zgadzam się na taką interpretację tego? A może jest zupełnie inaczej?
Rano wstałem i poczułem to o czym kiedyś, dawno temu czytałem i czego nie umiałem dostrzec, mimo usilnego starania. Napływ myśli po przebudzeniu. Czułem, jak moja głowa zaczyna wypełniać się myślami. Jak dosłownie zalewają mnie i wypełniają niczym puste naczynie. Gdzie były wcześniej? Czemu akurat te? I co śmieszne, jak na nie spoglądałem, były dla mnie totalną abstrakcją. Wydawały się zupełnie niezwiązane z tym co wydarzyło się w poprzednich dniach. A może tylko tak mi się wydaję? Może naprawdę dotyczyły tego, co w ostatnich dniach przerabiam ale na jakimś podświadomym poziomie? Nie umiałem tego powstrzymać. Było to zupełnie ode mnie niezależne. Czy one gdzieś znikają jak śpię? Czy po prostu uśpione lewitują w mojej głowie i budzą się razem ze mną do życia? A może one, to po prostu ja?