Są sny, którymi wracam do przeszłości. Do ludzi, którzy w tamtym okresie byli światem, który mnie otaczał. Jest to tak bardzo odległe od tego wszystkiego, co jest teraz. Zupełnie inna opowieść, zupełnie inna bajka, z zupełnie innym bohaterem, który to wszystko przeżywa. Od tego, co było w dzieciństwie, jestem praktycznie w całości odcięty. To co miało na mnie tak ogromny wpływ, jest tylko mglistym wspomnieniem, który od czasu do czasu powraca we śnie. I ciągle nie potrafię zrozumieć po co? Wczoraj przyszła do mnie taka myśl, że moją drogę życiową przecinają drogi innych ludzi i tylko na chwilę spotykamy się w miejscu ich skrzyżowania. I myślałem, że dzięki temu przestanę roztrząsać te wszystkie spotkania i te wszystkie osoby, które były kiedyś. Myślałem, że dzięki tej metaforze, przestanę myśleć o tym, co by było gdyby i, że w końcu zrozumiem, że to, co było w przeszłości jest tylko krótkim momentem, który tylko w danym czasie coś znaczył. I nawet ludzie, którzy zrobili dla mnie tak wiele i byli tak ważni, byli tylko wtedy. Że najważniejsze jest tylko to, co jest teraz, bo to co było, jest tylko subiektywnym obrazem tego, co z danej chwili zapamiętałem.
I właśnie po tym wszystkim przychodzi sen, który znowu przypomina mi przeszłość. Znowu przypomina o tych wszystkich niedokończonych emocjach. Lęk, strach, tchórzostwo, stracone okazje, niedokończone sprawy, rozżalenie, poczucie winy, chęć przepraszania, rozpamiętywanie, uczucie porażki. To wszystko w tak krótkim, sekundowym śnie. I po co? Skoro wczoraj wszystko mówiło mi, że to co przeszłe, było tylko chwilowe i nie ma sensu do tego wracać. To czemu do tego wracam? Jak odpuścić to, co wydawało mi się uwolnione? I naprawdę chcę iść naprzód, chcę patrzeć na to, co teraz i żyć tylko tutaj ale jakoś nie potrafię. Co jakiś czas to, co było, wraca i nie wiem czego w tym szukam. Nie wiem po co przywołuje to wszystko i co dzięki temu mam zrozumieć.
Codziennie kładąc się spać, staram się ofiarować ten czas Bogu. Ale czasem to, co od Niego dostaję tak trudno jest mi zrozumieć. I jedyne co teraz przychodzi mi do głowy, to znowu ofiarować Mu ten dzień w nadziei, że nieco rozjaśni mi to, co od Niego otrzymałem zeszłej nocy.