Odczuwam dużo lęków, obaw, smutków, bezsilności. To wszystko nasila się w nocy. Budzę się, wyskakuję z łóżka, sprawdzam, czuwam, nie oddycham, nie mogę zasnąć. Chociaż tak długo się starałem, nie umiem się tego pozbyć. I dopiero teraz, po tych wszystkich latach, uświadomiłem sobie, że w tych nocnych zdarzeniach nie ma tylko i wyłącznie lęku oraz strachu. Jest tam także pragnienie życia.
Przez to, że byłem skupiony tylko na walce ze strachem, nie dostrzegałem, że jest we mnie ogromna wola życia. To przez to, że tak bardzo chcę żyć, tak bardzo boję się to życie stracić. Do tej pory lęk ten wiązałem tylko ze śmiercią i tym co wydarzy się po niej. Z tym, że mogę przestać istnieć.
Teraz poczułem, że w parze z tym lękiem idzie wola życia. Jakoś nigdy nie zastanawiałem się nad tym , że chcę żyć. Wydawało mi się to takie oczywiste. Schowany i zapomniany aksjomat. Aż w końcu, w kolejną pełną lęku noc, nie wiedząc co mogę jeszcze zrobić, moja świadomość skupiła się na ogromnym pragnieniu, które w sobie noszę. Na pragnieniu życia.
I momentalnie oddałem to Bogu. I w końcu zasnąłem.