Męczy mnie ten rozwój. Męczy mnie to, że nie widzę rezultatów. Czuję jakby samopoznanie prowadziło tylko do coraz większego zmęczenia ciała, do coraz większych bóli, a wszystkie pozytywne zmiany są tak subtelne, że ledwo zauważalne, a na pewno niewystarczające. Mam wrażenie, że tylko narasta we mnie złość, strach, zniecierpliwienie, rezygnacja, apatia. To z kolei wpływa na nawyki żywieniowe i fizyczne, a to doprowadza do chorób.
Poza tym nie czuję Ciebie Boże. Staram się Tobie wszystko ofiarowywać, kierować ku Tobie myśli ale i tak Cię nie czuję. Nie wiem nawet czy Jesteś. Jesteś?
Może robię coś źle, może jestem jeszcze niedostatecznie oczyszczony ale naprawdę mnie to denerwuje. Jestem wkurwiony na to, że tyle wkładam w to pracy, a nie widzę rezultatów. Może mam za duże oczekiwania? Może to nie będzie wyglądać, tak jak mi się wydaje ale bycie cały czas w tym lęku, złości, nienawiści, niewiedzy męczy mnie. Nie wiem co jeszcze zrobić aby w końcu z tego wyjść? Aby w końcu pozbyć się tego wszystkiego.
Może nie da się tego pozbyć? Może trzeba jedynie zmienić punkt obserwacji? Ale jak to zrobić? To też staram się … „osiągnąć?”.
Nie potrafię, nie umiem, nie jestem w stanie. To przychodzi mi do głowy. Czuję coraz większą złość, która może i popchnęła by mnie do jakiegoś działania ale nic nie przychodzi mi do głowy. Dlatego opuszczam ręce i pytam się Ciebie: Gdzie Jesteś? Jeżeli Jesteś, to gdzie? Potrzebuję Twojej pomocy, bo nie wiem co jeszcze mogę.