Jeden dzień później
Zastanawiam się czy od zawsze chciałem być pisarzem. Czy ja jestem pisarzem? Czy bycie pisarzem zaczyna się dopiero od publikacji jakieś tworu? Skąd we mnie to marzenie stania się jednym z wielu, którzy piszą?
Kiedyś nawet kupiłem sobie książkę o tym jak to jest być lub stać się pisarzem. Dokładnie nie pamiętam o czym, bo nie udało mi się jej przeczytać. Czy było coś wcześniej? Było wypracowanie na maturze ale czy było jeszcze coś wcześniej? Było pisanie listów. Była nauka pisania na klawiaturze. Były książki wypożyczane z biblioteki. Ale czy było coś wcześniej?
Może jak się dokopię do tego co było zalążkiem tego pragnienia, to ono zniknie i nie uda mi się dokończyć tego co znowu zacząłem. Dużo zaczynam mało kończę. A może jak skończyłem to znaczy, że właśnie jest koniec.
Nie, już nie wytrzymam kolejnego dnia w takim stanie. Nie jestem, nie mogę, nie będę dłużej żył w tym czym żyję, w stanie który jest bliższy śmierci niż życia. Ale nie umiem, nie wiem jak to zrobić, by w końcu wydarzyło się to, co wiem, że wydarzyć się musi. Nie wiem czemu nie ma jeszcze we mnie tej determinacji, tej siły, tej woli, która pchnie to ciało, by zrobiło to, co umysł wie, że musi nastąpić. Może jak jutro się obudzę, wstanę i ujrzę ten znak, zrobię to i stanie się to, co nieuniknione.
Całe życie staram się tylko unikać. Oczywiste jest to, że nie uniknąłem tego co się wydarzyło ale nie zmienia to faktu, że bardziej starałem się unikać niż nie unikać. Bałem się. Ciągle się boję i dlatego unikam. Nie wybieram, jak tylko dzieje się coś niefajnego, odskakuje na sąsiednią drogę.
Kolejny poranek. Wstaję, kładę nogi na podłogę, chowam głowę w ręce i czekam. Czekam i obserwuje czy coś się zmieniło. Czy po kolejnej nocy wydarzyło się coś, coś co będzie świadczyło, że jest inaczej niż było dnia poprzedniego. Trwa to chwilę. Nic się nie zmieniło. Nadal patrzę i widzę świat tak samo. Nadal myślę o nim w ten sam sposób. Nadal przed oczami mam tylko to, co od dawna wiem, że jest nieuniknione.
Pisanie to ucieczka? Bieganie to ucieczka? Pływanie to ucieczka? Jeżdżenie na rowerze, granie w planszówki, chodzenie do restauracji, słuchanie muzyki, oglądanie telewizji, granie na komputerze, praca – czy to wszystko, to ucieczka? Czy może jest już życie?
Omijam i wymijam życie. Próbuję wymanewrować je tak aby było inne, lepsze. Ale nie wiem czy tak naprawdę nie zmieniam tylko punktu widzenia. Wiercę się i zmieniam swoje położenie ale życie i tak płynie jak płynie. Cały czas szukam wygodnego punktu obserwacyjnego, z którego wszystko wyglądałoby jakoś lepiej ale czy zmieniam cokolwiek?
Moje ręce drżą. Czy są we krwi? Podnoszę wzrok i wpatruję się w pasażerów trolejbusu. Nic. Nikt nic nie widzi. Jak mogą tego nie widzieć? Jak mogą nie wiedzieć tego, co przed chwilą się stało? Moje całe ciało drży. Czuję, że się pocę mimo, że jest chłodny jesienny dzień. Czy ktoś jeszcze zwraca uwagę na pory roku? Czy kogoś jeszcze obchodzi, że gdzieś daleko, poza miastem właśnie w tym momencie spadają liście? Czemu nikt nie dostrzega tego, że wszystko, cały czas podlega umieraniu. Że cały czas zbliżamy się do tego, czego nie możemy odwlec. Do miejsca, w którym pustka nie jest pustym pojęciem.
Czy na tych rękach jest krew? Jeżeli tak, to czemu inni nie reagują na to co widzą? Czy ktoś coś w końcu zrobi z tym co się wydarzyło?