Tytuł roboczy – dzień dziewiąty

Jeden dzień później

 

I znowu siedzę w tym trolejbusie. Znowu złamałem słowo, które dałem sobie rano. Nie umiem przestać, nie umiem nie iść, nie umiem zmienić tego co robię każdego dnia. Może to dobrze? Może oznacza to, że jestem kompetentny, konsekwentny, lojalny, sumienny. Może to te cechy doprowadzą mnie do tego, co wiem, przeczuwam, że nastąpi?

Jednak jest dzisiaj jakaś zmiana. Wściekłość, która mi zawsze towarzyszy, jest jakaś większa. Tak jakby urosła, przejęła energię od innych emocji i wybiła się jeszcze bardziej na pierwszy plan. W sumie to nie pamiętam kiedy czułem spokój. Kiedy czułem brak tej wściekłości. W każdym dniu inaczej ją odbieram ale dzisiaj nawet mnie zaskakuje.

Całe ciało jest jak struna. Moja twarz jest tak napięta, że czuję każdą rysę, którą wyrzeźbił na niej czas. Ból od zatok promieniuje w jedną stronę na głowę, w drugą na dziąsła i zęby. W każdym niezaleczonym zębie czuję pulsujące uderzenia. W każdej przełkniętej ślinie, czuję krew. Aby obrócić głowę muszę kręcić całym ciałem, bo moja szyja jest twarda jak beton. W odbijającym się wizerunku na szybie widzę wszystkie żyły, żyłki i naczynia włosowate, które przebiegają wzdłuż szyi.

Próbuję zamknąć oczy i się rozluźnić. Niestety widzę tylko ludzi, sytuacje, zdarzenia, które jeszcze bardziej potęgują mój gniew. Widzę tych którzy mnie skrzywdzili, widzę siebie który krzywdził. Nie, to nie pomaga.

Otwieram oczy i widzę jak ludzie dziwnie się na mnie patrzą. Dopiero po chwili orientuję się, że zgrzyt moich zębów jest głośniejszy od dźwięków trolejbusu, a strużka krwi wycieka z zaciśniętych pięści.

Pozabijałbym ich wszystkich. Wziąłbym i rozszarpał na drobne kawałeczki. Zmyłbym z ich twarzy, te dziwne, osądzające spojrzenia. Wcisnąłbym z powrotem w ich gardła te wszystkie komentarze i oszczerstwa. Ale nie mogę, nie umiem. Jestem słaby i nie potrafię. To potęguje mój gniew. Na siłę zamykam oczy i odwracam się w stronę okna. Wiem, że jeszcze na mnie patrzą. Wiem, że mnie osądzają ale nie mogę zrobić nic innego. Wściekłość nie mija, paraliżuje moje ciało. Muszę to przetrwać, muszę wytrzymać. Tylko, że te wszystkie obrazy, które przelatują przed oczami nie pomagają. Wściekłość szuka jakiegoś punktu zaczepienia. Wije się w myślach i wybiera, przebiera, szuka takich, do których mogłaby się wczepić. Takich, do których by pasowała, mogła przylgnąć na dłużej i zagnieździć się w nich na lata. Tak mogłaby przetrwać. We wspomnieniach, przeszłych wydarzeniach znalazłaby i uwiłaby gniazdo, z którego trudno byłoby ją wykorzenić. Czuję, że to by pomogło, że złość dałaby mi spokój.

Ale nie mogę na to pozwolić. Nie wiem skąd jakaś myśl przebija się przez to wszystko i daje mi znak, że nie mogę podpisać się pod tym rozejmem. Nagle próbuje nie utożsamiać gniewu z obrazami. Próbuję wyodrębnić to uczucie, wyciągnąć go z każdej myśli i skupić się tylko na nim. Na tym czystym z niczym nie związanym uczuciu, które rozsadza mnie od wewnątrz. Czuję go. Czuję jego potęgę, obezwładniającą moc. Świat zewnętrzny przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Jestem tylko ja i to pierwotne uczucie. Z obrazów zmienia się w kształt. W niewyraźny, szalejący kształt, który odbija się od każdego punktu w moim ciele. Próbuje wydostać się na zewnątrz. Jest to czysta, pierwotna energia, która nienawidzi być uwięziona w przestrzeni mojego umysłu. Skoro nie może zakorzenić się w obrazach, wspomnieniach próbuje wydostać się na zewnątrz. Chce być wolna, chce znaleźć miejsce, w którym osiągnie swój wspaniały potencjał. Chce aby wszyscy widzieli jaka jest wielka, piękna, majestatyczna, najwspanialsza, najsilniejsza. Chce … i nagle jej głos staje się coraz cichszy. Zaczyna uspokajać się, aż w końcu jest ledwie słyszalnym dźwiękiem.

W końcu mogę otworzyć oczy, zobaczyć gdzie jestem, kiedy jestem. Ukradkiem spoglądam na ludzi, którzy na nowo pochłonięci swoimi sprawami, nie zwracają już na mnie uwagi. Nigdy nie dowiedzą się tego co się właśnie wydarzyło. Byli niemymi świadkami zdarzenia, na które pozostali ślepi. Kolejna bitwa, którą właśnie odbyłem, ocaliła moje i może także ich życia. Nikt nie wiwatuje. Nikt nie bije braw.

A ten głos, który ucichł, wciąż tam jest. Jest tam zawsze. Na chwile tylko opuścił gardę bym go zostawił w spokoju. Pokazuje, że jest słaby, nic nieznaczący, bezpieczny. Tak chce przetrwać. Zawsze tak robi. Zawsze mu się to udaje. I kiedy nabierze sił, kiedy wzmocni się tym, co spotyka mnie każdego dnia, wiem, że znowu uderzy z jeszcze większą energią.

Podobne

Tytuł roboczy dzień dwudziesty pierwszy

Robię, co robię, by się utrzymać, by nie utonąć. Dryfuję przez życie, miotany na wszystkie strony, próbując znaleźć stały ląd. Pragnę się zaczepić, pragnę odnaleźć

Tytuł roboczy dzień dwudziesty

Nie umiem, nie wiem gdzie ich znaleźć, jak ich znaleźć. Próbowałem ponownie wrócić do firmy ale nie posiadając identyfikatora nie wszedłem nawet do trolejbusu, który

Tytuł roboczy dzień dziewiętnasty

Ile jeszcze kluczy będę musiał dostać. Ile nowych, zmieniających życie rzeczy, książek, filmów, sytuacji, ćwiczeń, jedzeń, zwyczajów, podcastów, modlitw będę musiał doświadczyć, otrzymać osiągnąć żeby…

Tytuł roboczy – dzień osiemnasty

Wybór tego klucza był jedynym wyborem jakiego dokonałem w moim życiu. Nigdy nie decydowałem, wszystko działo się samo. Teraz kiedy siedzę i trzymam ten klucz

Tytuł roboczy – dzień siedemnasty

Dwa dni później   Czemu zawsze musi być ktoś wyjątkowy, wybrany? Skąd we mnie to pragnienie wyróżnienia się, osiągnięcia czegoś wyjątkowego, bycia kimś więcej, czymś

Tytuł roboczy – dzień szesnasty

Wszyscy wyszli. Zostałem sam. Na co mi ten pieprzony klucz? Co niby ma otwierać? Gdzie oni się podziali? Wstałem i zacząłem chodzić, w sumie to

Tytuł roboczy – dzień pietnasty

Co napisać kiedy obudziłem się w dobry nastroju? Co to w ogóle oznacza „dobry dzień”? Wtedy kiedy nic nie muszę, nic nie robię, nikt ode

Tytuł roboczy – dzień czternasty

  Sześć dni później   To tylko czternaście dni, a wydaje się, że już pół roku piszę to opowiadanie. Niezrealizowanie, samotność, ból istnienia, brak motywacji

Tytuł roboczy – dzień trzynasty

Sześć dni później   I nic. Nic, nic, nic się kurwa nie wydarzyło. Sześć długich, pieprzonych dni i nic. Gdzie ten zapał? Gdzie ta jasność?

Tytuł roboczy – dzień dwunasty

Trzy dni później   Dziwny jest ten paranoik, który krąży mi po głowie. Często jak piszę to właśnie w tą stronę skręca moje pisanie. Mesjanizm,

Tytuł roboczy – dzień jedenasty

Tonę w oceanie rozmyślań. Tonę w morzu możliwych scenariuszy, które co sekundę przelatują mi przez głowę. Czy coś z tego się wydarzy, czym może są

Tytuł roboczy – dzień dziesiąty

Dwadzieścia dni później   Czy szczęścia mogę się nauczyć? Czy mogę coś pomyśleć, powiedzieć, zrobić by być szczęśliwym? Czy ja, ja mogę dokonać, zrealizować coś