Ile jeszcze kluczy będę musiał dostać. Ile nowych, zmieniających życie rzeczy, książek, filmów, sytuacji, ćwiczeń, jedzeń, zwyczajów, podcastów, modlitw będę musiał doświadczyć, otrzymać osiągnąć żeby… żeby co? Wypełnić przeznaczenie? Zrealizować cel życiowy? Osiągnąć oświecenie? Zaznać spokoju i radości? Co ten klucz ma mi dać? Jakie drzwi ma otworzyć? Codziennie świat powstaje na nowo. Codziennie kreacja, ewolucja dokonuje się bez magicznego klucza więc dlaczego cały czas go wypatruję? Cały czas go szukam? Czemu różnym rzeczom, czynnością próbuje nadać cechę, moc zmieniania życia? Przecież ono cały czas się zmienia. Po co mi magiczny przedmiot, mistyczna modlitwa, cudowny rytuał który sprawi, że … świat zmieni się tak jak ja tego pragnę.
Musi, musi być coś co ten klucz otwiera. Ale co? Przecież nic, absolutnie nic nie otwiera się kluczem. Więc co? Może on otwiera coś w przenośni? Może wystarczy, że komuś go pokażę, że „otworzy” drzwi do jakiegoś klubu. Że dzięki niemu dostanę się do tajnego stowarzyszenia albo coś w tym stylu.
Zawsze musi być jakieś stowarzyszenie, coś tajnego, mistycznego. Świat nie może być zbyt łatwy. Zawsze jest grupa trzymająca władzę, posiadająca tajemniczą wiedzę, umożliwiającą rządzenie wszystkimi i wszystkim. Coś ukrytego, niedostępnego dla zwykłego człowieka. Coś czego nie można ot tak otrzymać. To coś musi być trudne do zdobycia wręcz nieosiągalne. Trzeba gdzieś się dostać, gdzieś należeć, robić coś tajemniczego, wyjątkowego. I na pewno jest to tylko dla nielicznych, bo jaką by to miało wartość gdyby było ogólnodostępne.
Ale gdzie mam tego, ich szukać? Od czego zacząć? Na pewno dostałem jeszcze jakąś wskazówkę. Na pewno coś przeoczyłem. Musiało coś być razem z tym kluczem, w tej sali. Coś co mogłem zaobserwować, zauważyć, spostrzec kątem oka. Nie mógłbym wyjść z tego pomieszczenia tylko z tym kluczem. Musi coś być. Tylko co?
Każdy artefakt, magiczny rytuał coś daje. I tak jest, przynajmniej na chwilę. A jak przestaje się sprawdzać zaczyna się szukać w sobie błędu, problemu dlaczego tak się stało.
Co przeoczyłem? Co było jeszcze w pomieszczeniu, kto tam jeszcze był? Nikt kogo bym znał osobiście. Same ważne osoby, osoby u władzy. Skup się! Właśnie dlatego to spotkanie miało znaczenie, było ważne, bo oni tam byli. Oni i ona. Ta, która zapowiada zmianę, która przyszła po to by zmienić to co było. By dać początek nowemu. A ja jestem częścią tego planu. Na pewno jestem. Poznałem ją. Byłem tam. Dostałem klucz. To wszystko świadczy o tym, że moje przeczucie, że to co od dawna wiedziałem, wierzyłem było prawdą, jest prawdą i będzie prawdą, która nastanie. Że w końcu spełni się, zrealizuje to o czym ja wiedziałem, to na co tak długo czekałem. Ja byłem i jestem w centrum tego co nowe. Jestem istotnym, ważnym ogniwem, trybem bez którego to się nie uda. Dlatego muszę wierzyć, muszę wiedzieć, że na pewno uda mi się odszyfrować ten klucz. Gdyby było inaczej, to bym go nie otrzymał. A skoro go mam, wiem o nim, to znaczy, że jestem wybrany, że zostałem naznaczony od momentu urodzenia do tej misji, do tego aby ten cel zrealizować.
Zawsze jest cel, zawsze jest intencja. Co wybieram za cel? Jaką mam intencję? Czemu akurat to? Czemu akurat tym się kieruję? Jeżeli każdy miałby tą moc, moc kierowania życiem, to czemu świat tak wygląda? Czemu ja tworzę ten, taki świat? Co stoi mi na przeszkodzie w dokonywaniu zmian? A może je robię? Może cały czas robię to co chcę, tylko efekt jest nie taki jakbym chciał? To czemu efekt jest taki, a nie inny? Czemu to czego chcę, jest inne od tego co jest? A może jest dokładnie jakie chce, tylko nie wiem czego chcę?
Muszę się udać tam gdzie oni chodzą. Muszę być tam gdzie oni są. Nie mam innego wyjścia. Tylko z nimi, przy nich dowiem się czegoś więcej. Musze wyjść z tego ciemnego miejsca i udać się tam gdzie świeci. Tam gdzie jest lepiej, gdzie są lepsi, tam gdzie czeka na mnie to co najlepsze.