Wiem, że ten list napiszę, tylko nie wiem jeszcze o czym będzie.
Przychodzi do mnie ta informacja, że … powinienem? że muszę? Że zrobię? Ta myśl, żebym w końcu siadł i zaczął pisać. Siadam więc i piszę – tylko nie wiem o czym. Zamykam oczy, próbuję się uspokoić, wyciszyć i podążać za tym, co wpadnie mi do głowy. Zazwyczaj punktem zaczepienia jest to, co się ostatnio wydarzyło. Czasami, tak jak dzisiaj, jest tam pustka lub rzeczy, o których nie chcę pisać. Czemu o nich nie piszę? Wydają się nie mieć znaczenia, a ja chciałbym aby to co piszę miało sens, było pomocne, dobre, przydatne, służyło jako narzędzie. I uświadamiam sobie, że w to co robię wkrada się pragnienie, chęć, intencja. Myślałem, że w tym pisaniu jej nie ma ale jest. Myślałem, że siadam, piszę i tyle. Ale jest – cel, idea. Po co? Bo po co miałbym spędzać tyle czasu nad czymś bezwartościowym.
Co mną kieruje? To co zawsze – sukces. Wszystko co robię ma być sukcesem, wszystko czym się otaczam ma być doskonałe, najlepsze. Tak nie jest, takie nie jest. Czemu chciałbym aby było? Ma podnieść moją wartość, ma sprawić że będzie lepiej, że ja będę najlepszy, że wszyscy dookoła będą myśleli o mnie, że jestem naj.
Teraz przyszło mi do głowy zmęczenie. Wyczerpanie tym dążeniem, tym marzeniem, tym celem. Nie umiem odpuścić, nie umiem nie mieć, nie umiem nie chcieć, nie umiem nie pragnąć.
Może kiedyś ktoś przeczyta to i pomoże mu to zburzyć mury, które go otaczają. Czemu chcę aby tak się stało? Bo ja chcę aby to się ze mną stało. Piszę to dla siebie; żebym poznał Prawdę, żebym poznał Boga. Oświecenie jest słowem, które kiedyś wybrzmiało i nie chce mi odpuścić.
Chaotyczna forma tego co piszę, tego jak się wyrażam; czy mam za nią przepraszać? Zmieniać ją? Ale to co we mnie – takie jest.
Codziennie patrzę na Twoje stworzenie. Na to co się tworzy, co tworzysz każdego dnia. Chciałbym dojrzeć to takim jakim jest – bez filtrów, zakłamania, przysłon, masek. Nie chcę widzieć w tym strachu, lęku, zła, nieszczęścia, piękna, miłości, dobroci.
Chcę widzieć Prawdę