List pw.2

Niczego co tutaj piszę nie traktowałbym serio. Wszystko co tutaj jest, jest po prostu wynaturzeniem umysłu, który próbuje ogarnąć to, co jest. Nic nie jest tym co jest. Nic nie jest takie jakie jest.

Całe życie szukam szczęścia. Szukam zrozumienie tego co widzę, słyszę, czego doświadczam. Próbuję sklasyfikować, ogarnąć, uporządkować, poukładać zdarzenia, wydarzenia, sytuacje. Cokolwiek mi się wydaje, traci znaczenie dzień później. Cokolwiek poukładam, burzy się kolejnego dnia. Punkt zaczepienia w jednym dniu, jest punktem od którego odpadam w dniu kolejnym.

Wszystko co kręci się wokół mnie, co dostrzegam każdego dnia, co doświadczam w każdej chwili jest punktem, który wydaje się nigdy nie mógł zaistnieć. To co minęło, to co się zdarzyło i ukształtowało to co jest teraz, jest takim samym nierealnym zdarzeniem, jak to co może nastąpić. Nic nie przybiera formy, która wydaje się być najwłaściwsza. Ja nie jestem taki jak być powinienem. A jednak – to jest, ja jestem. Czemu kwestionuję to wszystko? Czemu nie umiem docenić, cieszyć się tym co powstało, co powstaje? Czemu cały czas dążę, szukam tego co wydaję się, co być powinno? Co powstało z pragnienia ukształtowanego przez to, co poprzez zmysły kształtuje się w każdej chwili?

Chcę widzieć prawdę.

Ale czy ją dostrzegę, jak będę na nią patrzył? Czy jestem w stanie Ją stwierdzić, rozpoznać, zaakceptować, przyjąć?

Cały czas walczę z tym co życie, co Ty mi przynosisz. Cały czas szukam tam gdzie mnie nie ma, gdzie nie jestem. I nawet kiedy odnajduję się tu i teraz, nie jest to tym czym wydawało mi się być powinno. Że nie czuję się tak, jak czuć się powinienem. Że nie myślę, nie widzę, nie postrzegam tego tak, jak wydawało mi się postrzegać jest słusznie.

Jest tyle wyobrażeń, znaczeń tego co i jak być powinno. Tyle epitetów, przymiotników, które określają jak powinienem czuć, jaki powinienem być. Żadne z nich nie trafiają w to co jest i co się zdarza.

Czemu tak ciężko dostrzec to, co podobno jest. A może ja to wszystko widzę, tylko sam próbuję to określać, nadawać temu formę? Stwarzam z tego coś, czym nie jest? Ale po co to robię? Po co się w to bawię? Po co dodaję, kreuję coś na nowo?

Pomału przychodzą odpowiedzi na te wszystkie pytania. Takie, które poddaję pod wątpliwości, nie chcę zaakceptować, w które ciężko mi uwierzyć. Często mija wiele lat zanim przyjmę do siebie ich znaczenie.

Jestem skałą, która nie chce skruszeć.

Tylko po co to? Po co taki jestem? Czemu nie umiem otworzyć się na Prawdę i ją przyjąć? Ciebie przyjąć.

Tak często otwierałem się na Twoje słowa, otwierałem się na Twój głos.

Nie wiem czy coś słyszę.

Nie wiem za czy podążam.

Trudno jest mi zaakceptować to, co mnie prowadzi. To jak to robi. Jakie wskazówki mi daje.

Dobrze, że nic z tego nie jest poważne. Nie jest drogowskazem. Nie jest czymś co miałoby sens.

Jeżeli to przeczytam kiedyś, to muszę zapamiętać aby nie traktować tego serio.

Podobne