Wyciągnięcie tej ręki to był błąd, duży błąd. Czemu ja zawsze potrafię wszystko spierdolić? Czemu nie mogę bezpiecznie przeczekać, poczekać aż stanie się dla mnie coś dobrego? Czemu to zawsze mnie spotykają najgorsze możliwe rzeczy? Jakbym był przeklęty. Jakbym miał cierpieć. Jakby jedyną drogą, którą mógłbym iść była ta najgorsza?
Jak tylko wyciągnąłem rękę i podszedłem do rzekomej, niewidzialnej ściany, która tak naprawdę rzekoma nie była, zostałem wessany przez jakiś tunel, czy portal. Jedyne co mogłem zrobić, to kątem oka dostrzec Małego Johna, wyraz jego twarzy oraz usłyszeć ledwo słyszalne nie, które zinterpretowałem jako troskę o to, co mnie spotkało. Raczej rozpacz, zawód, rozczarowanie moją lekkomyślnością działania. Czemu zawsze postępuję tak nierozważnie? Przecież wiem, że jestem w nowym, nieznanym środowisku. Przecież wiem, że nic z tego co do tej pory tutaj mnie spotykało nie przyniosło nic dobrego. Ale i tak z jakiegoś nieznanego powodu, muszę wystawiać tą rękę i udowadniać, że droga jest zwykłą drogą. Że to, co widzę jest tym, co widzę i tylko jakiś skończony idiota miałby myśleć inaczej. A teraz to ja, a nie on, lecę nie wiadomo gdzie, spotkać nie wiadomo co, zamiast bezpiecznie dotrzeć do Przystani.
Myślenie o tym jak długo trwa to moje spadanie nie ma najmniejszego sensu. Tego jednego się tutaj dowiedziałem, czas nie jest tutaj zwykłym czasem. Niby widzę chronologię zdarzeń, a to co mi się tutaj przytrafiło mogę umieścić na osi czasu ale czas trwania danego zdarzenia, danej chwili jest abstrakcją. Niektóre rzeczy dzieją się ułamek tego, co inne. Trwanie w tym spadaniu, może oznaczać, że już nigdy nie zobaczę Małego Johna lub to, że … . A może ja w ogóle nie spadam? Może ja nie zostałem przez nic wessany? Może po prostu leże nieprzytomny tam gdzie poprzednio stałem, a tak naprawdę to moja świadomość ciała odleciała nie wiadomo gdzie? Przestań pieprzyć. Jesteśmy skazani na jakąś nicość, a ty myślisz o takich bzdurach. Skąd ty w ogóle to bierzesz? Może wystarczy, że wrócę do tego gdzie byłem? Jak wrócisz? Wstaniesz i pójdziesz? Przecież tutaj jest jakaś próżnia. Lewitujesz! Nigdzie się stąd nie ruszysz, bo niby jak miałbyś iść! Nie chodzi o pójście ale o jakiś świadomy powrót do ciała, do tego gdzie byłem. I jak, to zrobisz? Pomyślisz i tam się znajdziesz? Może wystarczy o tym pomyśleć? Przecież w tym momencie o tym myślisz i nic się nie dzieje. Czy aby na pewno nic się nie dzieje? Czy może już coś się zaczęło? Nic się nie zaczęło, bo nic tutaj nie ma i nie będzie! Utknąłem tutaj przez to, że tak głupio się zachowujesz! Przecież nie może być tak, że będę tutaj całą wieczność. Całą wieczność?! Utknąłem tutaj na całą wieczność?! W tym miejscu wszystko inaczej działa. Można się nie męczyć, można nie spać, nie jeść. Może tutaj te wszystkie ograniczenia dotyczące ciała nie działają? Jak nie działają?! A uśpienie, ból? Ból raczej działa. Iskrzące ręce, też sprawiają wrażenie działających, a na pewno bolesnych. Tutaj wszystko dotyczy bardziej umysłu, tego co mógłbym, tego co chcę. Przechodzenie przez ściany, brak zmęczenia, każdy kogo tutaj spotkałem, nagina materię według własnego upodobania. A skoro tak się dzieje to pewnie Mały John w tym momencie robi wszystko aby mi pomóc, aby mnie stąd wyciągnąć. Taa, jasne. Nikt ci nie pomoże, nikt nie poświeci nawet chwili aby ci pomóc. A tym bardziej kiedy jest ścigany, kiedy walczy o swoje życie. Na to, na pewno, nie ma co liczyć. Jak by tak było, jakby to od Małego Johna zależało, to już by nas stąd wyciągnął. A skoro tak się nie stało, to dlatego, że tego nie chciał. Może potrzebuje mojej pomocy? Może aby oddziaływać ze mną potrzebna jest wola nas obu? I co niby zrobisz? Pomyślisz o nim? Może wystarczę, że będę o nim myślał? I może jeszcze przypomnisz sobie co razem robiliście i gdzie okrutny świat zmusił was do rozstania. Haha. A i jeszcze wystaw do niego rękę. Wiesz, w takim dramatyczny geście. Hahhaa. No nie, ty naprawdę to robisz? Naprawdę myślisz, że to ci pomoże?! Hahaha.
– Już myślałem, że przepadłeś – uśmiechnął się Mały John, trzymając moje przedramię i pomagając mi wstać.