Leżę w łóżku gotowy zasnąć
Kolejny raz zmagam się z dniem, który za mną
Lecz wiem, że sen nie przyjdzie, jeszcze nie teraz
Póki coś we mnie wrzeszczy i krzyczy
Jest wściekłe bo sprzeczne w swoim pragnieniu
Nie może odnaleźć potrzebnego spokoju
I chociaż dzień cały to chwil tysiące,
w których mu mówię, że wszystko jest dobrze
Wciąż inną mapę wybiera i myśli,
że to jest to, co zapewni mu spokój ducha
Skąd on się wziął i czy wie czego szuka?
Radości, miłości i domu?
Przecież ja pragnę tego samego
Czemu zawładnął umysłem moim,
a ciało w swoje posiadł władanie?
Skoro tą samą idziemy drogą.
Czy mam się martwić jego kontrolą?
Chyba, że … droga ta sama lecz cel w innym jej miejscu
On już odnalazł to czego szukał.
Swój dom nazwał moim imieniem
A ja wciąż szukam. Nie jest to łatwe.
Dotrzeć do Źródła, z którego jestem.
Czy z nim tam dotrę?
Lepiej bez niego.
Czy mogę zrobić coś bez niego?
Czy mogę żyć tak obok niego
w szczęściu, radości w miłości do wszystkiego?
Czy kochać wszystko to kochać też jego?
Przecież on kocha lecz siebie samego.
Ta jego miłość jest pewna i mocna
Może dlatego ma władzę nade mną?
Wie czego chce, nie pyta o nic.
Źyje by przetrwać za każdą cenę
nie cofnie się przed niczym by to osiągnąć.
Po co ja mu jestem potrzebny?
Nie może zrobić tego beze mnie?
Idź szukaj wszędzie, z dala ode mnie!
Mnie zostaw w miejscu skąd jestem
W mej głowie rośnie złość na niego
Za to, że wyrwał mnie z mojego domu
Ma miłość znikła, wyparowała…
Sen przyszedł do mnie jak zawsze
Z niczego