Znowu padło to magiczne pytanie, na które tak trudno mi odpowiedzieć: Czy jestem szczęśliwy? Aarrrghhh! Nie lubię tego pytania, bo trudno jest mi na nie odpowiedzieć. Powinno to być chyba najłatwiejsze pytanie na świecie, bo przecież już dawno powinienem był się zorientować. A może tak trudno jest mi na nie odpowiedzieć po odpowiedzią byłoby, nie? W takich sytuacjach najczęstszą moją odpowiedzią jest: jestem coraz szczęśliwszy. Jest to chyba najbliższe temu jak się czuję. Patrząc na to jak wyglądał mój stan szczęśliwości kiedyś, a jaki jest teraz, to jest to jedyne co mogę stwierdzić. Czy jestem absolutnie szczęśliwy? Nie. Czy jestem absolutnie nieszczęśliwy? Nie. Co to właściwie znaczy być szczęśliwym i czemu jedni uważają, że są, a inni, że nie? Ja osobiście nie uważam, że mógłbym pozytywnie odpowiedzieć na to pytanie, bo szczęście nie jest moim trwałym, niezmiennym stanem. Nie wiem czy też istnieje coś takiego jak ilość minut szczęścia, które trzeba przeżyć aby stwierdzić, że moje życie jest szczęśliwe. Nie wiem czy patrząc na te wszystkie chwile szczęśliwości w moim życiu mogę stwierdzić, że tak jestem szczęśliwy. Mogę odnieść się do aktualnego stanu, do tego jak w danym momencie się czuję ale w ostatecznym rozrachunku, to nie wiem. Nie wiem też czemu tak bardzo to, co z mojej perspektywy negatywne w moim życiu, przysłania mi to co pozytywne. Czy było tego więcej? Raczej nie. Co musi się wydarzyć abym „zawsze patrzył na jasną stronę życia”.
Szczęście od zawsze było tym do czego dążyłem. Z tym właśnie kojarzyłem oświecenie. Zawsze robiłem, co tylko umiałem aby poczuć się szczęśliwie. Aby doznać tego cudownego uczucia i utrzymać go jak najdłużej. Jednak zawsze, ten stan się kończył. Nigdy nie umiałem zatrzymać go przy sobie na stałe. Następnie wymyślałem coraz to nowsze rzeczy, które dawały mi ten stan. Nowe zajęcia, nowe rzeczy, nowe, nowe, nowe. To nowe stało się synonimem szczęścia. A to czego nie mogłem mieć blokadą do jego osiągnięcia. A życie drogą, która polegała na usunięciu tych blokad w celu osiągnięcia i czucia tego upragnionego stanu, który trwał minutę, dwie, dzień, tydzień, miesiąc. Zawsze się kończył.
Długa pauza po tym ostatnim zdaniu, bo zrozumiałem, że nie jestem w stanie sam go osiągnąć. Te wszystkie próby uświadomiły mi, że mi się nie uda. To czy teraz moje życie ma być jedynie gonitwą za każdą chwilą szczęścia? Już nie mam na to siły. Już mi się nie chce. Czy szczęście mogę znaleźć w każdej chwili mojego życia? Jak go szukać w tym, gdzie jestem? Co mogę zrobić? A może to całe poszukiwanie nie polega na robieniu? Może nie jest to sposób aby to osiągnąć? To czemu, mimo że tak tego pragnę, nie umiem spojrzeć inaczej niż spoglądam? Jak wiele blokad jest do usunięcia aby je osiągnąć? A może nie ma żadnych blokad, a szukanie ich przesłanie mi to, co jest zawsze pod ręką.