Kolejny miesiąc „nic-nie-pisania”. Brak we mnie energii, która całe życie mnie napędzała. Całe życie czegoś pragnąłem, coś chciałem osiągnąć, do czegoś dążyłem. Pragnienia wyznaczały mi cel, który za wszelką cenę chciałem osiągnąć. Jak już to zrobiłem szukałem kolejnego i tak w kółko. Teraz, to czego pragnę spełnia się tak szybko, że przestaje mnie cieszyć. Czuję się zagubiony, samotny, smutny, tak jakbym coś stracił. Kompletnie nie umiem się odnaleźć w tej sytuacji. Nie wiem co mam robić. Chodzę do pracy, zajmuję się dzieciakami ale wszystko jest takie bez emocji. No może poza strachem, który czuję zawsze. Teraz odzwierciedla lęk przed jakąś tragedią, która miałaby wprowadzić w moje życie ożywienie. Wtedy nie zastanawiałbym się co robić, po prostu musiałbym poradzić sobie z nieoczekiwaną sytuacją. Ale ja już tego nie chcę. Nie chcę podświadomie tworzyć tych sytuacji aby mieć co ze sobą robić. Ostatnio zwróciłem uwagę na to, że to co oglądam w telewizji, w filmach, serialach, oparte jest na tym samym schemacie. Jest jakaś tragedia, którą trzeba rozwiązać. Żeby opowiedzieć historię musi się wydarzyć coś złego. I później to co wykreowane w mediach przekładam na swoje życie szukając w nim takich właśnie zdarzeń, które uczynią mnie bohaterem lub ofiarą. Ważne żeby się działo.
Teraz kiedy tego nie chcę, nie wiem co robić. Nie umiem odnaleźć się w ciszy i spokoju. Nie umiem czerpać radości z tego, że jest dobrze. Mam w sobie poczucie winy, że nic nie robię. Przecież powinienem coś robić aby uniknąć tego złego co może się wydarzyć. I to ciągłe przekonanie, że to złe musi się stać. Że bez jakiejś nawet najmniejszej tragedii nie ma życia. I ciągle szukam tego złego w coraz to mniejszych rzeczach, żeby po chwili uświadomić sobie, że tak naprawdę na siłę dane zdarzenie obracam w coś okropnego. I właśnie postanowiłem sobie, że skoro z jakiegoś powodu jestem w tym dziwnym stanie „nic-nie-dziania” się, to postaram się nauczyć nim cieszyć. No i przede wszystkim przestanę doszukiwać się w nim czegoś złego.