Przez wiele lat byłem siewcą strachu i teraz zbieram tego żniwo. Wszystko co chciałem, osiągałem za pomocą strachu. Wszystko czego ode mnie chciano, także osiągano przy jego pomocy. Całe moje życie toczyło się w wielkiej strachoprzestrzeni. Nikt nie umiał, nikt nie wiedział, że może być inaczej. W nim byłem wychowywany. Z jego udziałem odbywały się moje relacje. Mój świat był morzem strachu, a ja byłem nim przesiąknięty.
Wiele lat później stosowałem i pewnie nadal stosuję metody, których sam doświadczyłem. I mimo ogromu pracy ciężko mi to zmienić. Wiele z moich reakcji jest automatycznych. Z wielu nawet nie zdaję sobie sprawy.
Jednak w końcu zaczynam to dostrzegać. W końcu widzę strach, który sączy się z ust moich i innych. Staram się mu nie ulegać, staram się nie wzmacniać go. Czuję jednak, że cały czas ma nade mną kontrolę. Budzi mnie w nocy. Przeszkadza w podjęciu decyzji. Sieje w głowie zamęt i wątpliwości. A co najtrudniejsze tak trudno bez niego osiągać to, czego się pragnie.
I może właśnie droga, w której jest coraz mniej pragnień, jest rozwiązaniem aby strachu było coraz mniej w moim życiu. Może uwalnianie tego czego chcę spowoduje, że przestanę go tak bardzo potrzebować i zacznę odkrywać to wszystko, co do tej pory było przysłonięte przez strach.