Śmierć. Cały czas się jej boję mimo że wiem, że w końcu nastąpi. Świadomość, że jest nieunikniona, nie wyzwala mnie, a paraliżuje. Miałem wiele okazji aby się jej poddać. Nie w sensie fizycznym ale w umyśle. Zaczęło się od snów, w których byłem postawiony w sytuacji kiedy umierałem. Nieważne czy był to pożar, czy lecąca we mnie kula, budziłem się. Nie umiałem przezwyciężyć lęku i zobaczyć co się później wydarzy. Zawsze wybudzałem się, nim to sprawdziłem.
Potem zaczęły się sytuacje tuż po przebudzeniu, które tak bardzo mnie przerażają, kiedy umysł działa ale jeszcze nie mogę się ruszać. Początkowe zdziwienie szybko ustępuje miejsca myślom o zagrożeniu życia. Na pewno ktoś się skrada, na pewno zaraz ktoś wejdzie i mnie zabije, a ja nawet nie mogę odwrócić się i zobaczyć czy tak jest naprawdę. Wtedy umysł daje sygnał do ucieczki i wszystko czym jestem walczy o to abym się poruszył. Abym uzyskał kontrolę nad ciałem, abym znowu mógł kontrolować otoczenie. I nawet kiedy myśli krążą wokół śmierci, a ja fizycznie nie mogę nic z tym zrobić, i tak nie umiem poddać się temu co się dzieje. Nie umiem zaufać, nie umiem odpuścić – po prostu walczę, bo tak bardzo boję się tego co może mnie spotkać.
Jak tylko się budzę, czuję porażkę. Czuję, że straciłem kolejną szansę na to, by się naprawdę przebudzić. Aby przestać bać się tego, że umrę. Za każdym razem powtarzam sobie, że w następnej takiej sytuacji uda mi się. Ale raz za razem ponoszę klęskę, która doprowadza do kolejnego lęku. Skoro nie dałem rady w tych „symulacjach”, to spotka mnie to w fizycznym życiu. Boję się że będę postawiony w sytuacji, z której nie będę mógł w żaden sposób uciec i będę zmuszony przezwyciężyć ten lęk. Tak bardzo się tego boję, tak bardzo tego nie chcę.
A po wszystkim zaczyna się nowy dzień, w którym zderzam się z milionem spraw i zapominam o tym co działo się nad ranem.
Aż w końcu nastaje noc, która jest dla mnie sama w sobie czymś przerażającym i przypomina mi się wszystko to, co może się w niej wydarzyć. I jedyne co mogę zrobić, to ofiarować ją Bogu, bo czy chcę czy nie chcę wydarzy się to wszystko, co ma się wydarzyć, a ja już wiem, że sam sobie z tym nie poradzę.