Boję się Ciebie. Tyle nasłuchałem się w kościele jaki to jesteś dobry, miły, łaskawy. Tak dużo piosenek zaśpiewałem, tak dużo o tym czytałem, a i tak się Ciebie boję. Boję się, że mi wszystko zabierzesz. Skoro mi dałeś, to możesz też odebrać. Wystarczy jeden mój błąd i wszystko zniknie. Narzucam na siebie to wszystko co wydaje mi się, że zapewni mi Twoją łaskawość. Boję się spoglądać w sobie na to co wydaje mi się, że jest złe. Wolę tego nie widzieć, bo może jak nie będę tego świadomy, to nie będziesz zły. Bo skoro wiem o tym wszystkim i nic z tym do tej pory nie zrobiłem, to na pewno dosięgnie mnie Twoja kara.
I dlatego tak bardzo staram się zmieniać to, co mi się w sobie nie podoba. Za wszelką cenę chcę się Tobie przypodobać abyś w końcu nagrodził mnie za te wszystkie starania. Ale to czym jestem, nie znika. Nie umiem się tego pozbyć. Unikam więc tego, obwarowuję tak abyś tego nie dostrzegł i udaję, że wszystko idzie w lepszą stronę. Aby to urzeczywistnić, pokazuję na zewnątrz to, czym wydaje mi się być powinienem . Im więcej ludzi przekonam, że jestem dobry, tym prawdziwsze się to stanie. Ale wiem, że nie jestem taki, jakim pragnę by mnie widziano.
W końcu to, czym jestem, wypływa na powierzchnię i od razu zalewa mnie strach, że mnie ukarzesz. Że stanie się coś złego. Że ja doświadczę czegoś złego. Że ja stracę wszystko. I aby udowodnić Tobie, że nie chcę taki być, biczuję się za każdym razem jak to się dzieje. Chcę Ci pokazać, że staram się być inny niż jestem. Robię wszystko abyś mnie nie ukarał. Robię wszystko abyś nie odebrał mi tego, co mi ofiarowałeś. Tak bardzo się Ciebie Boję.