Niszczenie ego, to niszczenie siebie.
Nie jakiejś cząstki, tylko niszczenie wszystkiego czym jestem.
Burzę, palę, zostawiam zgliszcza.
Zgliszcza bolą, mówią, płaczą, mają własne życie.
Nie chcę i chcę.
Nie mogę, nie umiem, nie wiem jak inaczej.
Czy można niszczyć nie zostawiając ruin? Bez bólu, bez cierpienia? Czy te zgliszcza zakwitną? Czy mam na to czekać, czy mam szukać dalej i po prostu niszczyć? Czy mam wybór? Czy niszczenie siebie, niszczy wszystko dookoła?
Jest to trudniejsze niż zwykłe stwierdzenie: zniszcz ego.
Czy każdy kto to pisze, wie co to oznacza?
Czy jestem w stanie to zrobić? Czy muszę to zrobić?
Jestem burzycielem. Plądruję, palę, atakuję wszystko dookoła. Zajmuje się wszystkim, czym tylko mogę byle nie sobą.
Jestem tornadem, które nie może przestać się kręcić, choć widzi, że nic po nim nie zostaje .
Jestem powodzią, która zalewa wszystko na swojej drodze.
Czy mogę to kontrolować?
Na razie wysadzam wały aby do mnie niedoszła, aby zniszczyła wszystko oprócz mnie.
Nie umiem jej zatrzymać.
Nie umiem siebie zatrzymać.
Nie chcę.
Wiem, że pomału dociera do mnie ale robię wszystko aby tak się nie stało. Opóźniam to, co mam nadzieje jest nieuniknione.