Dobijasz mnie tym jak postrzegam świat. To, jak odbieram to, czym mnie bombardujesz każdego dnia. To jak widzę najzwyklejsze zdarzenia, najprostsze czynności, zwyczajne sytuacje. Czy naprawdę potrzebuję tylu przymiotników aby określać, umniejszać, lekceważyć to co mnie spotyka? Czy naprawdę potrzebuję tylu czasowników aby określać moje myślenie?
Jestem na Ciebie zły. Cały czas, nieprzerwanie wściekły na to co stworzyłeś, jakim stworzyłeś. Wiem, że te wszystkie emocje zaraz znikną i to co piszę będzie nieaktualne zaraz po napisaniu ale teraz, jak tylko bym cię spotkał, to bym cię rozerwał na kawałki. To, co płynie przez to ciało, to czego doświadczam na każdym kroku… i świadomość tego, że to czego szukałem, szukam, ten spokój, radość, jest takie jak to czego nie chcę, – ulotne, nietrwałe, jest tylko chwilą. Cały czas uciekam przed czymś, wkładam mnóstwo pracy by zdobyć to coś, co wydaję się lepsze, a i tak okazuje się, że jest to tylko moment.
Dajesz mi wiarę w to, że to wszystko co widzę, doświadczam, nie może być wszystkim. Ale co jest? Wydaje mi się, że podążam za tym gdzie mnie kierujesz, robię to, co powinienem, zmieniam się … . Więc co? Co jest powodem?
Intencja?
Że robię to dla siebie?
Że ja? Ja, ja, ja ?
Widzę to co widzę. Czuję to co czuję. Nie umiem wyjść poza to. Nie umiem wyjść poza swoje ja.
I to przesądzi o moim losie? To, że jestem ograniczony w tym, czym jestem, spowoduje, że nie uda mi się inaczej spojrzeć na świat?
Gdybyś tylko poczuł moją wściekłość, która nie chce zniknąć. Która tylko nabiera na sile podsycana … . Nie, ona nie jest niczym podsycana, ona po prostu tam jest. Czysta, pierwotna, niczym nie zasilana. Złość taka, jaką stworzyłeś. Złość, której źródłem jest nienawiść do Ciebie. Nienawidzę Ciebie! Nienawidzę tego co, jak i po co stworzyłeś. Nienawidzę tego, że jesteś, powinieneś być, doskonały, a ja wadliwy.
A czy taki jesteś?
A czy ja taki jestem?
A czy jesteś?
Bo ja jestem.
P.s
Nienawidzę tego, że nie odpowiadasz.