Znowu mam podjąć decyzję. Znowu nie wiem, co wybrać, w którą stronę pójść. Czemu nie umiem po prostu decydować i żyć dalej? Czemu roztrząsam każdą nawet najmniejszą opcję?
Nie chcę popełnić błędu. Nie chcę żałować. Nie chcę zmarnować szansy, przepuścić okazji. Zawsze chcę tego co najlepsze, najwartościowsze, idealne. Nie chcę być oceniany, krytykowany. Nie chcę brać dożywotniej odpowiedzialności. Nie wiem jak decyzja wypłynie na moje życie. Nie wiem jakie będzie miała konsekwencje w dłuższym czasie.
Boję się wybrać źle. Czyli jak? Co jest wyznacznikiem dobrej decyzji? Sukces, zazdrość, spokój? Czy to moje uczucie, czy może czyjaś reakcja da mi tą pewność, słusznego wyboru?
By nie popełnić błędu, wybrać jak najlepiej, zbieram mnóstwo informacji ale potem okazuje się, że nie wiedziałem czegoś co zmieniłoby moje postępowanie.
Jak poradzić sobie z każdym wyborem?
Tutaj nie ma odpowiedzi. Nigdy nie udzielam odpowiedzi. Nie znam ich. Nie wiem, co jest dobre, a co nie. Nie umiem podpowiadać, pomagać, wspierać. Umiem jątrzyć, zaburzać, burzyć, niszczyć. Umiem siać ale niepokój, strach, zwątpienie. Umiem zadawać pytania, a nie odpowiadać.
Ten brak decyzyjności odbiera mi przyjemność. Zamiast cieszyć się możliwościami, widzę ocen problemów. Tonę w tych wszystkich możliwościach, które mogą mnie spotkać. Im więcej decyzji tym głębsza staje się woda.
Dzisiaj raz za razem, zresztą jak każdego dnia, będę wskakiwał do tego oceanu i przekonam się czy będę unosił się na powierzchni, czy może pójdę na dno.