Czy umysł należy pominąć, minąć, obejść? Czy mam nie zawracać sobie głowy, głową?
Ego, umysł, myśli – czy to jest to samo? Dokąd może umysł mnie doprowadzić? Gdzie jest koniec jego mocy, gdzie jest granica której nie umie przekroczyć?
Ciągle jestem taki sam. Może odrobinę ulepszony, trochę bardziej opanowany. Zmieniony, wytrenowany na lepsze. Zostawione to co dobre, odrzucone to co gorsze, ukryte to co niewygodne. Skupiam się na tym wszystkim czym chcę, nie chcę być. Co chcę, nie chcę robić. Co należy i wypada, co jest dobre i złe.
Siedzę w tym jednym miejscu i to wszystko co tylko do mnie trafia lub co sam sobie przyniosę analizuję, sortuję układam i przekładam. Skupiam się, koncentruję na tym wszystkim co jest wokół, na tym co już zrobiłem, na tym co może przyjść. Nie mam na nic czasu bo ciągle unikam, łapię, wyłapuję, wybieram. I nigdzie się nie ruszam. Ciągle siedzę w tym samym miejscu, ciągle na tym samym śmietnisku.
Z czasem udało mi się je bardziej posortować, ułożyć, skatalogować. Wiem więcej co gdzie leży, co gdzie znaleźć. Czasami udaje mi się odgadnąć czemu coś leży w tym, a nie innym miejscu. Udało mi się nawet parę rzeczy spalić.
Ale ciągle jestem w śmietnisku. Ciągle widzę te same rzeczy, które przesłaniają mi widok na cokolwiek innego. Nie umiem wyjść poza ten świat. Dostosowuję się do niego, dostosowuje go do siebie, coraz lepiej się w nim poruszam, coraz lepiej daje sobie z nim radę. Ale cokolwiek robię, dalej w nim zostaje. Nie wiem co jest poza nim. Czasami doświadczam tego ale to jest krótkotrwałe, nie wiem czy prawdziwe.
Czy mogę wyjść w jakiś sposób z tego, skoro ja tym jestem? Czy ja mogę zobaczyć coś poza to, czym ja jestem? Czy ja mogę poszerzyć w jakiś sposób swoją perspektywę? Wznieść się ponad to śmietnisko i widzieć coś więcej? Czy wtedy ta perspektywa to dalej będę ja?
Mój świat, moje myśli, mój punkt widzenia, moja perspektywa. Jestem posiadaczem. Ale co tak naprawdę posiadam? To co stworzyłem, to co zobaczyłem, co uznałem, co wybrałem? To wszystko tworzy to czym ja jestem. Czym ja jest.
A jeżeli nie udałoby mi się nigdy spojrzeć i dostrzec tego czym ja nie jestem, to co wtedy? Dalej mam się rozwijać, sortować, układać, zakładać, wybierać, przywdziewać? Dalej mam być zamknięty w myślach, myśleniu, opiniowaniu, wybieraniu?
Nie umiem się wznieść. Nie umiem latać. Nie widzę dalej niż widzę. Nie słyszę więcej nic słyszę. Dotykam ścian tego czym jestem. Z podziwem i przerażeniem patrzę na to co zbudowałem. Wydaje się to być zbyt potężne aby ktokolwiek, cokolwiek zdołało zburzyć to wszystko. Ale czy to co stworzone może, ma być zniszczone?
Cokolwiek burzę, palę, niszczę, wznosi się na nowo. Jest mocniejsze i potężniejsze. Brakuje mi tchu i sił. Chciałbym po prostu przestać z tym walczyć, obejść to, minąć, pominąć. Wznieść się i być wolnym.