Doceniłem siebie.
Siedząc w ciszy, wykrzyczałem w sobie, to czym się stałem.
Zrobiłem to poprzez złość.
Nie umiałem inaczej.
Ale w końcu to do mnie dotarło.
Na chwilę poczułem spokój. Niczego nie musiałem, niczego nie chciałem, nikomu nic nie udowadniałem.
Doceniłem siebie. Pozwoliłem sobie na odetchnięcie.
Zobaczyłem siebie i na chwile przestałem od siebie wymagać.
Przestałem się siebie czepiać. Przestałem się karać za niedoskonałości.
Doceniłem to jak bardzo się staram.
Doceniłem jak załatwiam sprawy.
Zobaczyłem swoje niedoskonałości jako coś normalnego. Nie widziałem w nich błędów ani wad.
Doceniłem to, jak radzę sobie z tym co robię.
Trwało to chwilę.
Uśmiecham się jak o tym wspominam.
Teraz się boję, że mogę stracić to wszystko co doceniłem.
Lęk, strach przed pochwaleniem, głęboko zakopany, blokował to.
Otuliłem swoje ja i pozwalam mu odpocząć.
Lubię siebie.
Kocham siebie.