Przez to rozmyślanie omal nie uderzyłem głową w mur. Mur? Stałem jak ogłupiły i wpatrywałem się w kamienie ułożone jeden na drugim. Spojrzałem do góry i nie mogłem dostrzec jego końca. Znikał w gęstwienie drzew. Skoro jest tu mur to znaczy, że musi być coś za tym murem. To oznacza, że musi być jakaś brama, która tam prowadzi. Przez dłuższą chwilę stałem osłupiały, aż w końcu zaczął pojawiać się uśmiech na mojej twarzy. Po chwili tańczyłem jak opętany między drzewami. Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. W końcu poznam jakiś ludzi. Tam na pewno ktoś jest. Taki duży mur musi chronić jakieś duże miasto. Mur jest gigantyczny, więc miasto też jest gigantyczne. Ale zaraz. Przecież taki dużo mur, musi chronić przed czymś dużym? Skoro miasto jest za murem, to to coś musi znajdować się po tej stronie, po której ja jestem. Radość szybko mnie opuściła a na jej miejsce pojawiły się strach i przerażenie. Czułem jak w okolicy brzucha wzbiera we mnie energia. Zacząłem rozglądać się dookoła w poszukiwaniu zagrożenia. Zmysły stały się wyraziste jak nigdy przedtem. Nim pomyślałem już biegłem. Biegłem wzdłuż muru w nadziei odnalezienia wejścia. Cały czas gorączkowo rozglądałem się. Próbowałem dostrzec wszystko co może stanowić zagrożenie. I widziałem. Bez przerwy dostrzegałem jakieś kształty, sylwetki wyłaniające się z lasu, które jednak po chwili okazywały się zwykłymi gałęziami lub kamieniami. Nie zwracałem jednak uwagi na to, że umysł mnie oszukuje. Miałem cel do którego dążyłem. Cel, który miał prowadzić mnie w bezpieczne i lepsze miejsce. Nic innego się nie liczyło.
W końcu dobiegłem tam gdzie chciałem. Brama. Ogromna brama a przed nią tłum ludzi chcących dostać się do środka. Poczułem się bezpieczny. Usiadłem na skraju lasu i obserwowałem wszystko co się dzieje. Każdy z czekających musiał przejść szczegółową kontrolę nim dostał się do środka. Bramy strzegło tylko dwóch strażników. Nie byli jednak to zwykli ludzie. Byli około trzy razy więksi od całej reszty. Stali po obu stronach wejścia i w sumie to się nawet nie ruszali. Po prostu tam byli. Ludzie jeden za drugim w niewielkich odstępach przechodzili obok nich, chwilę zatrzymywali się w bramie i ponownie ruszali przed siebie. O co tu chodzi? Skoro ci strażnicy i tak nic nie robią to czemu ci ludzie po prostu nie wchodzą? I po co zatrzymują się w samym środku bramy? Mimo tych niejasności i tak wiedziałem, że tam pójdę. Ustawiłem się na końcu kolejki. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Wszyscy stali ze wzrokiem skierowanym w ziemię. Nikt z nikim nie rozmawiał. Nikt na nikogo nie patrzył. Kolejka powoli lecz systematycznie szła do przodu jednak nie zmniejszała się. Coraz to nowi przybysze ustawiali się w kolejce aby dostać się do środka. Nagle zrobiło się lekkie poruszenie. Spojrzałem przed siebie. Dwie halabardy trzymane przez strażników opadły i zablokowały drogę jednemu z przybyszów. Zablokowany podróżnik próbował coś wyjaśniać gestykulując przy tym rękami jednak strażnicy nawet nie spojrzeli na niego. Jeden z nich zaczął odliczać coś na palcach. Kiedy doliczył do pięciu z halabard wystrzeliła fioletowa kula energii, która trafiła tłumaczącego się człowieka prosto w głowę. Ten upadł martwy na ziemię. Poczułem strach, który przeniknął moje ciało. Niemal od razu, nie wiadomo skąd, wyszły cztery małe istoty, które złapały i wywlekły ciało. Nie mogłem dostrzec dokąd. Spuściłem głowę. Dostałem ataku paniki. Nie mogłem złapać powietrza, którego tak naprawdę nie potrzebowałem. Odruch jednak był dużo silniejszy nić rozum. Zabili go?! Czemu go zabili? Co tam się dzieje? A jeżeli mnie spotka to samo? Podniosłem głowę. Na nikim nie zrobiło to wrażenia. Każdy stał ze wzrokiem wbitym w ziemię. Kolejka znowu ruszyła. Muszę wiedzieć co tam się wydarzyło. Muszę. Od tego może zależeć moje życie. Przełamem w sobie lęk i zapytałem stojącego przede mną człowieka
– Co tu się właściwie stało? Możesz mi wyjaśnić? Co oni mu zrobili? – zapytałem jednak nie było żadnej reakcji
– Przepraszam możesz wytłumaczyć mi co się stało z tym człowiekiem? – ponowiłem głośniej swoje pytanie i lekko szturchnąłem nieznajomego w ramię
– Mnie się pytasz? – ewidentnie zaskoczony uniósł wzrok
– Tak ciebie. Czy możesz mi wyjaśnić co tu się właściwie stało?
– Widocznie nie był oznaczony – odpowiedział bez jakiegokolwiek zainteresowania i ponownie spuścił głowę.
– Jak to oznaczony? – spytałem, jednak obcy już nie zwracał na mnie uwagi
– Po prostu nie miał Znaku – usłyszałem za sobą odpowiedź. Odwróciłem się i dostrzegłem mężczyznę, który udzielił mi odpowiedzi. Był dużo niższy ode mnie, łysy o spiczastym nosie i spiczastych uszach. Widząc moje zdziwienie kontynuował
– Naprawdę nie wiesz co to jest Znak? – jako, że nic nie odpowiedziałem sam odpowiedział na pytanie.
– Nie, nie wiesz. To po co tu właściwie stoisz? – znowu sam odpowiedział na swoje pytanie
– Nie masz bladego pojęcia dokąd prowadzi ta droga. I powiem ci szczerze, że się nie dowiesz. Bez Znaku skończysz jak ten biedak przed nami.
– Czyli jak? – Udało mi się w końcu coś powiedzieć
– Zostaniesz porażony przez strażników i skończysz w Budzie
– Gdzie?
– W miejscu, w którym byś nie chciał skończyć – odparł nieznajomy – A z Budy to się raczej nie wraca. Przynajmniej tak słyszałem. Jak jest naprawdę, to nie wiem i nie chcę wiedzieć.
– Jak mam zdobyć ten Znak? – spytałem
– Zdobyć? Oszalałeś?! Ja jak bym mógł to bym się go chętnie pozbył. Nawet nie wiesz co to jest, a już ci śpieszno aby go zdobyć. Jesteś wariat, po prostu wariat! – odpowiedział wzburzony i odwrócił się tyłem do mnie.
Sam jesteś wariat. Po prostu się grzecznie pytam, a ten na mnie naskakuje. Skoro jest to jedyny sposób aby się tam dostać to muszę jakoś zdobyć ten Znak i tyle.
Te wszystkie rozmyślania i rozmowy spowodowały, że nie byłem świadomy jak kolejka cały czas przesuwa się do przodu. Kiedy to do mnie dotarło było już za późno
– Opowiedz mi jak było w Budzie – zaczepnie powiedział do mnie dziwny nieznajomy, klepiąc mnie po ramieniu. Podniosłem wzrok i spostrzegłem, że stoję za strażnikami, a nie jak mi się jeszcze wydawało przed nimi.
– Czekajcie ja nie mam Znaku! Najpierw muszę go zdobyć. – odwróciłem się i chciałem wyjść, kiedy nagle wielkie halabardy zamknęły mi drogę.
– Ja naprawdę nie widziałem, że jest tu wymagany jakiś Znak. Jestem tu całkiem nowy i nie znam jeszcze wszystkich zasad. – Strażnicy jednak nie byli zainteresowani wysłuchaniem mojej wersji. Ich broń zrobiła się mocno fioletowa i po chwili straciłem przytomność.