Obudziłem się w ciemnej celi. Tylko to nie to. Znowu to samo. Spostrzegłem, że mogę od razu chodzić. Nie było tak, jak poprzednio po utracie świadomości, że po przebudzeniu miałem sparaliżowane całe ciało. Teraz bez problemu mogłem się poruszać ale i tak chodziłem nerwowo dookoła aby uniknąć ewentualnego paraliżu. W sumie ta sytuacja była na tyle dziwna, że dopiero po dłuższej chwili rozglądnąłem się po celi. Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu. Oprócz drzwi nic się w niej nie znajdowało. Znowu więzienie. Znowu trafiłem do jakiegoś więzienia. Co to w ogóle za Zaświaty, w których są jedynie więzienia. Już mam tego dość. Już mam tego po prostu dość!
– Ej, wypuście mnie!!! – podszedłem do drzwi i zacząłem walić w nie pięścią
– Wypuście mnie!!!- krzyczałem i uderzałem w drzwi.
Nikt nie przychodził. Po długiej chwili uspokoiłem się i nasłuchiwałem. Nikogo nie ma. Za tymi drzwiami nikogo nie ma. Ja już nie wytrzymam. Ja już dłużej nie wytrzymam!!! Fala wściekłości zaczęła mnie wypełniać. Czułem jak idzie od stóp, wiruje w brzuchu i eksploduje w głowie. Czułem jak każda komórka w ciele rozgrzewa się. W końcu ciało nie wytrzymało i musiałem dać upust złości. Wpadłem w szał. Nie byłem w stanie kontrolować tego co się ze mną dzieje. Nie chciałem tego kontrolować. Musiałem wyrzucić z siebie nadmiar tej energii. Czułem, że jeżeli ją w sobie zostawię to zniszczy moje ciało. Zamiast tego wolałem zniszczyć wszystko dookoła. Tylko, że tego nie dało się zniszczyć. Ściany i drzwi były na tyle wytrzymałe, że nic im nie zrobiłem. Nawet jednego wgniecenia, ani jednego zadrapania. W końcu opadłem na kolana. Byłem wykończony. Po ataku wściekłości zawsze traciłem całą siłą. Mimo tego, że przed chwilą miałem w sobie tyle energii jak nigdy przedtem, teraz jestem pustym dzbanem. Kiedy tak klęczałem w rozpaczy drzwi się otworzyły i stanął w nich człowiek, którego już znałem.
– Widzę, że nieźle pan sobie radzi w naszych Zaświatach – zaczął Skryba uśmiechając się pod nosem – Najpierw Pozyskiwacze, później Kopalnia, teraz Buda. To chyba jakiś rekord. Muszę panu przyznać, że jestem pod wrażeniem. Pod dużym wrażeniem.
– Nie chcę tam wracać – ledwo z siebie wydusiłem. Od momentu jak go zobaczyłem, poczułem że uchodzi ze mnie jeszcze więcej energii, co przed chwilą wydawało się niemożliwe
– O nie. Nie, nie. Już tam nie wrócisz. Przecież doskonale wiesz, że mieliśmy niewielkie problemy w sektorze 4. Oczywiście już się nimi zajęliśmy, ale znalezienie jeszcze jednego tzn. znalezienie nowej Kopalni chwilę potrwa. Najpierw musimy znaleźć odpowiedni okaz, w odpowiedniej fazie rozwoju. Nie za mały, nie za duży, taki w sam raz. Jak to się uda nastąpi proces kształtowania, urabiania, modelowania. I nie chodzi tylko o formę fizyczną, o nie. Chodzi o Jego podejście, o to aby przekonał się, że jesteśmy partnerami. Musi nam zaufać. Musi uwierzyć, że współpraca z nami jest jego przeznaczeniem. Że właśnie po to się urodził. Jeżeli przyjmie to do siebie, proces idzie dużo łatwiej i dużo szybciej. I kiedy w końcu pozwala nam się podpiąć wiemy, że jest już nasz. Początkowo jesteśmy łagodni, stwarzamy jak najlepsze warunki aby podpięcie się przyjęło. Nie stresujemy Go, niczego od niego nie wymagamy. Może rozwijać się jak chce. Ciekawe jest to, że z własnej woli pragnie zaspokajać nasze oczekiwania, które tak naprawdę nie są nasze. To jest po prostu jego wyobrażenie o tym co w jego mniemaniu my chcemy. A my mu pozwalamy na wszystko. Już dawno temu nauczyliśmy się, że zawsze wychodzimy na tym najlepiej. Początkowo próbowaliśmy kształtować ich według naszej myśli. Ale zawsze później coś szło nie tak. Zawsze kończyło się to katastrofą. Najczęściej dochodziło do samozawalenia. Tak jakby wewnętrzny kościec był zbyt słaby. W końcu daliśmy im więcej swobody i okazało się, że rezultaty przerosły nasze największe oczekiwania. Z niewiadomych powodów, istoty te starają się za wszelką cenę nas zadowolić. Popisują się przed nami. Pokazują na co je stać. Same narzucają sobie normy i reżim pracy, który powoduje, że stają się tak silne i stabilne jak nigdy przedtem. Im bardziej im mówimy, że nie trzeba, że nie muszą, że są idealne takie jakie są, tym bardziej i bardziej dążą do perfekcji. Co jak rozumiesz jest dla nas tak naprawdę na rękę. Bez wysiłku i nadmiernego zaangażowania otrzymujemy najwyższej jakości produkt. W końcu kiedy osobnik jest na tyle dorosły i wiemy, że spełni nasze oczekiwania, bańka w której się hodował robi nagle puff. Szybko zdaje sobie sprawę z tego, że tak naprawdę jest dla nas tylko narzędziem. Jednak wtedy jest już za późno. Cały system kontrolny, który dobrowolnie pozwolił sobie wszczepić, jest na tyle zrośnięty z jego istotą, że bez problemu mamy nad nim kontrolę. W sumie dlatego nazywa się to System Kontrolny. Hahaha. Ciekawe, kiedy te głupie istoty, zrozumieją te wszystkie nazwy. Hahaha. Jest to strasznie zabawne. Czyli reasumując, nie, nie trafisz znowu do Kopalni, bo odbudowa chwilę potrwa. Tak naprawdę to właściwie nie wiem czemu ci o tym mówię. Jak się nad tym zastanowić, to czuję przy tobie taką swobodę wypowiadania się. Ciekawe. Pewnie ma to związek z tym, że jesteś taki, taki… słaby. Na pewno ma to związek z poprzednimi wcieleniami. W dawnych, ziemskich czasach lubiłem, tuż przed egzekucją, wygadać się. Dawało mi to ogrom satysfakcji. Była to dla mnie taka spowiedź. Hahaha. Nie wiedziałem, że to przed sobą przyznam ale coś jest w tym wygadywaniu się. Człowiek robił się taki lżejszy. Wystarczyło tylko coś powiedzieć na głos. Zresztą na pewno to rozumiesz. Może to też dlatego, że mimo tego co możesz sobie pomyśleć, nie tak łatwo trafić tu na człowieka – podszedł i poklepał mnie po ramieniu – I wiesz co? Pomogę ci trochę…
– Dasz mi Znak i mnie wypuścisz? – wtrąciłem się w jego zdanie
– Haha. Mówił ci ktoś, że jesteś zabawny? – nawet na mnie nie popatrzył – Znak już masz. Myślisz, że wypuścilibyśmy Ciebie stąd bez znaku? Chociaż muszę ci się przyznać, że trochę oberwało mi się za tych wszystkich nieoznakowanych z Kopalni. Ale kto by przypuszczał, że tak to się wszystko potoczy. Zresztą nie ważne. Co było, a nie jest… Resztę przecież znasz. Jako, że jesteś człowiekiem i że trochę już ciebie polubiłem, nie wrzucę cię do Budy, tylko trafisz do Chlewni. Na pewno będzie ci tam dużo lepiej. Tylko pamiętaj kiedyś, że to ja ci to załatwiłem. – stanął przed drzwiami, które same się otworzyły i wyszedł
Chlewnia. Nawet nie miałem sił aby się go o to zapytać. Byłem zrezygnowany. Położyłem się na podłodze. Skryba wywoływał we mnie uczucie rezygnacji. Odbierał mi ostatnie resztki energii, które gdzieś we mnie jeszcze krążyły. Czułem, jak chodzi koło mnie w poszukiwaniu nawet odrobiny, którą mógłby mi zabrać. I nie odchodził póki jej nie wyciągnął. Cały ten jego monolog miał doprowadzić tylko do jednego. Mojego totalnego wyczerpania. Ostatnią myślą przed utratą świadomości była nadzieja, że już nigdy go nie spotkam.