Otworzyłem oczy. Sufit. Widzę tylko sufit. Jestem zdezorientowany. Dopiero po chwili wraca pamięć gdzie jestem i co się ostatnio wydarzyło. Pamięć sięga tylko do momentu spadania, jednak wiem, że wcześniej coś było. Nie wiem tylko co. Dziwne. Moje ciało nie reaguje. Chcę się podnieść, jednak nie mogę. Nie mogę ruszyć nogami ani rękami. Dziwniejsze jest jeszcze to, że nie wywołuje to we mnie paniki. Mam taki wewnętrzny spokój, że wszystko jest dobrze. Muszę tylko chwilę poczekać i wszystko wróci do normy. Znowu chwila czasu na myślenie. Wydaje się, że myślenie to jedyna czynność, którą wykonuje. Niewiele zrobiłem, za to moje życie w głowie kwitnie. Ciekawe czy tak samo było przed spadaniem? Ciekawe co wtedy było? Czy na pewno coś było? Może wcześniej nic nie było? Na razie spotkałem tylko dwie osoby, ale mam wrażenie, że jest dużo więcej. Skąd mogę to wiedzieć, a innych rzeczy nie? Za dużo pytań. Czas znaleźć kogoś, kto udziela odpowiedzi. Ciało już odzyskuje sprawność. Ruszam już palcami. Pomału wstaję. Rozglądam się po pokoju. Jet niewielkich rozmiarów ale mam wrażenie, że wszystko czego potrzebuję tu jest. Łóżko, dywan, drzwi po prawej stronie, naprzeciw drzwi okno. Na ścianach namalowane dziwne wzory w dwóch kolorach, zielonym i złotym. Wzór jaki powstał na ścianie przypomina zieloną złotą dżunglę. Wyglądam przez okno . Widok przysłonięty jest wielkim drzewem. Konary sięgają pod samo okno. Słychać przyjemny śpiew ptaków. Postanawiam zejść na dół. Po wyjściu przypominam sobie aby zapamiętać nr pokoju ale na drzwiach znajduje się tylko jakiś symbol. Idę długim korytarzem, w którym nie ma żadnych innych drzwi. Dość dziwnie to wygląda. Tylko jedne drzwi. Schodzę na dół. Przy wyjściu z budynku znajduje się stolik i krzesło na którym nikt nie siedzi. Na zewnątrz jest przyjemnie. Szum drzew, śpiew ptaków i odgłos fontanny. Nikogo nie ma. Zdobnymi alejkami udaje się na tył budynku. Jest ogromny. Z przodu nie sprawiał wrażenia, aż tak dużego. Idąc alejkami obserwuje drzewa, których gałęzie poruszane są przez delikatny wiatr, powodując szum liści. Jestem bardzo zrelaksowany. Siadam na jednej z wielu ławek i relaksuję się. Już nigdzie nie chcę iść. Mógłbym tu zostać na zawsze. Jest rozkosznie. Z transu wyrywa mnie odgłos kroków. To Lokaj
– Widzę, że się relaksujesz w naszym parku – zaczął rozmowę – Jak ci się u nas podoba? Jak pokój? Wszystko dobrze?
– Tak. Tak mi się przynajmniej wydaje. Trudno mi porównać to miejsce z innymi bo na razie jedynym miejscem, które pamiętam jest więźniarka, którą tu przyjechałem. A, w porównaniu z nią, wszystko jest lepsze. Trochę dziwne, że…
– To dobrze – przerwał mi Lokaj – stworzyliśmy to miejsce abyś czuł się w nim wyjątkowy, jedyny i niepowtarzalny. Chodź oprowadzę cię.
Ruszyliśmy przed siebie. Park był wprost zachwycający. Nie rozmawialiśmy ze sobą, bo nie było takiej potrzeby. Po prostu podziwialiśmy wszystko dookoła. Nie szliśmy ani długo ani szybko, a mimo to zacząłem odczuwać zmęczenie. Każdy kolejny krok wydawał się być coraz cięższy. Dziwne, ale to nie obolałe nogi sprawiały, że nie miałem siły iść. Sprawiała to głowa, która z każdym kolejnym krokiem bolała mnie coraz bardziej. Nie mogłem skoncentrować na niczym uwagi. Już nie dostrzegałem piękna przyrody, tylko starałem się zapanować nad głową, w której panował istny mętlik. Myśli nie składały się w jedną całość. Pourywane zdania, słowa, szalejące litery nie tworzyły żadnej spójnej całości . Nie wiedziałem co się dzieje. Spróbowałem szukać ratunku u Lokaja, jednak on szedł koło mnie niczego nie dostrzegając. Kiedy ból był już nie do zniesienia musiałem się zatrzymać i nagle ból zniknął. Tak po prostu. Mogliśmy iść dalej tak jakby nic się nie wydarzyło.
– Obecnie jesteś naszym jedynym gościem – Lokaj zaczął – oczywiście oczekujemy kolejnych, którzy powinni niedługo się zjawić. Możesz się cieszyć, że na razie, całe to dobrodziejstwo należy o ciebie
– Myślałem, że kogoś spotkam – odparłem, z trudem dobierając poszczególne wyrazy – Chciałbym z kimś pogadać. Niewiele pamiętam z tego co się wydarzyło, zanim tu trafiłem. Może ktoś coś podobnego przeżył? Ktoś może mógłby mi wyjaśnić co tu się dzieję? Gdzie jestem?
– Oczywiście możesz spytać mnie. Jestem tutaj po to aby wszystko ci wyjaśnić. O co chciałbyś zapytać?
– Przed chwilą miałem ogromny ból głowy. Nie mogłem zebrać myśli, nie…
– Akurat z chorobami ciała ci nie pomogę. To nie jest moje zadanie. Ale skoro się niepokoisz, to umówię cię z doktorem. Sprawdzę tylko jego grafik i dam ci znać.
Sprawdzisz grafik? Przecież przed chwilą mówiłeś, że nikogo tu nie ma , więc jaki grafik? Dzieje się tu coś dziwnego. Jak tylko zostanę sam przeszukam cały teren
– Mogę cię jeszcze o coś spytać?- wypowiedziałem
– Naturalnie – odparł Lokaj i się zatrzymał – O co tylko chcesz. Odpowiem według mojej najlepszej wiedzy
– Jedną z pierwszych rzeczy jaką pamiętam – zatrzymałem się obok niego i spojrzałem mu prosto w oczy, które nie miały w sobie żadnego wyrazu. Po prostu pustka – Pierwsze co pamiętam było spadanie. Nie wiem jak długo trwało ani skąd, dokąd miałbym spadać. Nawet nie wiem czy to było rzeczywiste spadanie czy tylko tak mi się wydawało
– Dziwne – odparł – jeszcze nikt nie zadał mi takiego pytania. Zazwyczaj nie zajmuję się tym co wydarzyło się z naszymi gości przed przyjazdem ale popytam i spróbuje się czegoś dowiedzieć. Może lekarz ci pomoże zdiagnozować i wyjaśnić co czułeś.
– A ten Woźnica, który mnie tu przywiózł. Kim był? – szybko zadałem kolejne pytanie
– Tak jak mówiłem- odparł ze spokojem Lokaj – Nie wiem co się z tobą działo przed przyjazdem ale popytam. Jak tylko coś będę wiedział to cię poinformuje. Wiesz co? Jest już późno. Lepiej pójdę do swoich zajęć. Spotkamy się później.
Zerknąłem na niebo. Jakie późno? Wszystko wygląda tak samo. Skąd on wie, że jest późno? Nijak nie mogłem się zorientować jaka jest pora dnia. Kiedy spojrzałem w dół, już go nie było. Rozglądnąłem się dookoła ale nigdzie nie widziałem Lokaja. Nawet odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej będę miał trochę czasu aby się rozejrzeć. Podczas spaceru zdołaliśmy dojść do połowy budynku. Postanowiłem podejść do okien i zobaczyć co znajduje się w środku. Minąłem trawnik, który oddzielał ścieżkę od okien. Wszystko wydawało się takie idealne. Nawet wszystkie źdźbła trawy były takiej samej wysokości. Przed spojrzeniem w okno rozglądnąłem jeszcze czy nikt mnie nie widzi. W środku nic nie widziałem. Nie to, że nikogo ani niczego nie zobaczyłem, po prostu nawet nie mogłem zajrzeć do środka. Szkło było przyciemnione albo zrobione z jakiegoś materiału, przez które nic nie było widać. Aby się upewnić sprawdziłem jeszcze jedno okno ale efekt był ten sam. Nic nie zobaczyłem. Postanowiłem pójść na koniec budynku aby tam się rozejrzeć. Trochę minie zanim tam dojdę. Idąc wzdłuż budynku, który naprawdę był bardzo długi, zerknąłem na drugą stronę wzdłuż której wybudowany był wielki mur. Tym razem między ścieżką a murem nie było trawnika, tylko wielka gęstwina drzew i krzewów. Może uda mi się zobaczyć co jest za ogrodzeniem? Postanowiłem sprawdzić czy uda mi się przez nie przedrzeć. Muszę przyznać, że krzewy nie były dla mnie zbyt przyjazne. Mimo tego, że było wiele odmian to działały na moją skórę tak samo. Parzyły mnie. Podchodząc do nich obawiałem się, że się podrapię czy coś ale na pewno nie tego, że się poparzę. Po zetknięciu ze skórą, najpierw czułem delikatny przepływ prądu, a następnie ostre pieczenie. Po chwili skóra robiła się czerwona. Trochę mnie to zdziwiło ale w sumie poczułem też ulgę. Skoro skóra się zmienia, a ja coś czuję to znaczy, że żyję. Przynajmniej wiem, że to na pewno nie jest sen. Nie wiem jeszcze tylko co. Nie zdołałem przebrnąć przez krzewy więc udałem się na tył zamku. Nie wiem skąd przyszło mi do głowy to określenie. Może dlatego, że był gigantyczny albo z powodu ogromnych murów. Kiedy doszedłem do końca niczego szczególnego nie odkryłem. W sumie trochę się tego spodziewałem. Za zamkiem było jeszcze więcej krzewów i oczywiście mur. Obszedłem wszystko dookoła. Nic i nikogo. Czas wracać do pokoju i coś przekąsić. Nie wiem dlaczego pomyślałem o posiłku, skoro nie byłem głodny. Spragniony też nie, mimo tego, że już jakiś nie piłem. Ładny mi „jakiś czas”. W sumie to nie jadłem i nie piłem od momentu spadania. Wydało mi się to trochę dziwne ale zaraz poczułem nagłe zmęczenie. Znowu pojawił mi się mętlik w głowie. Nie mogłem na niczym się skupić. Całą swoją energię włożyłem w to aby dojść do pokoju. Byłem zamroczony i zupełnie nie pamiętałem drogi powrotnej. Tylko dlatego wiem, że nie się nie zgubiłem, ponieważ obudziłem się w tym samym miejscu.
Przebudzenie cz.44
Kolejne cykle mijały niezauważenie. Wszystko zaczęło mi się zlewać w jeden film. Przebudzenie, czyszczenie, utrata świadomości. Po przebudzenie wracałem do Silosa, który był wyczyszczony przez