Tytuł roboczy – dzień jedenasty

Tonę w oceanie rozmyślań. Tonę w morzu możliwych scenariuszy, które co sekundę przelatują mi przez głowę. Czy coś z tego się wydarzy, czym może są to tylko niezrealizowane bzdury, na które nie warto zwracać uwagi. Wiem, że jutro znów się obudzę i pójdę znowu robić to, co robię cały czas. Tonę w tych wszystkich niewykorzystanych okazjach, które nie zaistniały, a o które cały czas proszę wszechświat. Tonę w myślach o lepszym życiu, o lepszym świecie, o lepszym mnie. Chcę wynurzyć się z tego szamba, w którym jestem odkąd otworzyłem oczy. Od jak dawna w nim jestem? Czy już jako dziecko zostałem do niego wrzucony i przez to nie znam nic innego? Skąd we mnie to przekonanie, że może jednak jest inny świat? Czemu odkąd otworzyłem oczy pragnę jedynie uwolnić się z tego przeklętego bagna?

Czy na pewno jutro się obudzę i wstanę i zacznę robić to co robię? Co to właściwie jest? Co ja właściwie robię? Próbuję przetrwać, przeżyć do starości? Próbuję odnaleźć, zrozumieć, poznać? Czym tak naprawdę zajmuję się cały dzień?

Po co we mnie te myśli, które każą mi robić to co robię? Kierują mnie każdego dnia, wskazują drogę, którą mam podążać i podążam nią jak ślepiec, który sam nie obrałby innej ścieżki. Boję się zejść, boję się zatrzymać, boję się przestać myśleć i zaufać.

Tylko czemu, komu miałbym zaufać? Kto, co wskazałoby mi inną drogę? Jak rozpoznać to, tego, który wskazałby to coś innego? Skąd uzyskać pewność, że akurat to, ten ktoś, jest tym czymś, kimś?

Leżę i próbuję zasnąć. Stoję i się nie ruszam. Idę, chodzę, krążę w miejscu. Nie umiem wybierać, a jednak wybieram. Nie umiem decydować, a jednak codziennie decyduję. Nie wiem jak i gdzie płynąć, a jednak płynę.

Jest jakiś prąd, jakaś siła, która wbrew temu co wydaje mi się, pcha mnie od brzegu do brzegu. Nawet jak nie chcę to i tak się dzieje. Nawet jakbym nie zdecydował, to i tak się wydarza. Brak decyzji jest decyzją. Brak działania jest wyborem.

Jak będzie, o ile będzie, wyglądał mój nowy dzień? To jutro, które powstanie po tym jak się przebudzę? Czy nadal będzie to znajomy świat, czy może coś co pozostało po wybuchu tej wielkiej bomby? Czy bomba naprawdę jest, musi być bombą. Czy nowy świat musi powstać w wyniku takiego zdarzenia?  Czy to, co by pozostało po tym zdarzeniu, ten świat, byłby lepszy? Będzie lepszy?

Kto zadecyduje, kto zdetonuje ten wielki ładunek, który odmieni świat, bagno, w którym każdy z nas się pławi. Śmietnik, o którym tak niewielu wie, a jeszcze mniej zdaje sobie sprawę, że w nim żyje, a tylko promil ma go dość.  Czy ten, kto ma klucz do tego aby to odmienić, może naprawdę to odmienić? Czy byłby bohaterem, czy może największym terrorystą? Czy usunięcie, wyczyszczenie brudu, to coś złego? Czy lepiej leczyć chorobę jedna po drugiej, czy może milion naraz? Czy ten, kto odnalazłby lekarstwo na to wszystko nie byłby przypadkiem … zbawicielem?

Czy ten klucz, który codziennie zabieram ze sobą do trolejbusu jest tym właśnie kluczem? Czy możliwe, że ja, który ma ten klucz i ja który ma te myśli, może być przypadkiem? Skąd we mnie to, co we mnie. Skąd to czym, kim jestem ma dostęp do tego czego ma?

Jak jutro wstanę, jeżeli jutro wstanę, to czy będzie to znak, że skoro jeszcze się to nie stało, to dlatego, że ten który miał to zrobić, jeszcze tego nie zrobił? Czy to nie będzie wyraźny znak, do tego, że staję się, stałem się właśnie tym kimś?

Podobne

Tytuł roboczy dzień dwudziesty pierwszy

Robię, co robię, by się utrzymać, by nie utonąć. Dryfuję przez życie, miotany na wszystkie strony, próbując znaleźć stały ląd. Pragnę się zaczepić, pragnę odnaleźć

Tytuł roboczy dzień dwudziesty

Nie umiem, nie wiem gdzie ich znaleźć, jak ich znaleźć. Próbowałem ponownie wrócić do firmy ale nie posiadając identyfikatora nie wszedłem nawet do trolejbusu, który

Tytuł roboczy dzień dziewiętnasty

Ile jeszcze kluczy będę musiał dostać. Ile nowych, zmieniających życie rzeczy, książek, filmów, sytuacji, ćwiczeń, jedzeń, zwyczajów, podcastów, modlitw będę musiał doświadczyć, otrzymać osiągnąć żeby…

Tytuł roboczy – dzień osiemnasty

Wybór tego klucza był jedynym wyborem jakiego dokonałem w moim życiu. Nigdy nie decydowałem, wszystko działo się samo. Teraz kiedy siedzę i trzymam ten klucz

Tytuł roboczy – dzień siedemnasty

Dwa dni później   Czemu zawsze musi być ktoś wyjątkowy, wybrany? Skąd we mnie to pragnienie wyróżnienia się, osiągnięcia czegoś wyjątkowego, bycia kimś więcej, czymś

Tytuł roboczy – dzień szesnasty

Wszyscy wyszli. Zostałem sam. Na co mi ten pieprzony klucz? Co niby ma otwierać? Gdzie oni się podziali? Wstałem i zacząłem chodzić, w sumie to

Tytuł roboczy – dzień pietnasty

Co napisać kiedy obudziłem się w dobry nastroju? Co to w ogóle oznacza „dobry dzień”? Wtedy kiedy nic nie muszę, nic nie robię, nikt ode

Tytuł roboczy – dzień czternasty

  Sześć dni później   To tylko czternaście dni, a wydaje się, że już pół roku piszę to opowiadanie. Niezrealizowanie, samotność, ból istnienia, brak motywacji

Tytuł roboczy – dzień trzynasty

Sześć dni później   I nic. Nic, nic, nic się kurwa nie wydarzyło. Sześć długich, pieprzonych dni i nic. Gdzie ten zapał? Gdzie ta jasność?

Tytuł roboczy – dzień dwunasty

Trzy dni później   Dziwny jest ten paranoik, który krąży mi po głowie. Często jak piszę to właśnie w tą stronę skręca moje pisanie. Mesjanizm,

Tytuł roboczy – dzień jedenasty

Tonę w oceanie rozmyślań. Tonę w morzu możliwych scenariuszy, które co sekundę przelatują mi przez głowę. Czy coś z tego się wydarzy, czym może są

Tytuł roboczy – dzień dziesiąty

Dwadzieścia dni później   Czy szczęścia mogę się nauczyć? Czy mogę coś pomyśleć, powiedzieć, zrobić by być szczęśliwym? Czy ja, ja mogę dokonać, zrealizować coś