Kolejny dzień. Kolejny jebany dzień w tym popierdolonym świecie, ze mną. Nie, dzisiaj na pewno nie dam rady wsiąść do tego trolejbusu i jechać do, i być w pracy. Dzisiaj na pewno tam nie idę.
Ręce same zrzucają kołdrę, nogi jak zawsze lądują na podłodze, a głowa chowa się ramionach. Siedząca pozycja embrionalna. Codziennie rano wygląda tak samo. Codziennie rano czuję się tak samo. Obiecuję sobie to samo i tak samo ląduję w pracy.
Ale dzisiaj jest jakoś inaczej. Ciężej, mroczniej. Wszystko wydaję się bardziej spowite ciemnością. Dzisiaj naprawdę czuję, że już nie dam rady. I mimo, że ciało wykonuje wyuczone przez lata czynności, umysł nie chce puścić.
Może jednak posiedzę trochę dłużej i zobaczę, co się wydarzy?
Tułów się prostuje i idę do łazienki odbębnić codzienną rutynę aby być przygotowanym do i gotowym w pracy.
Szczotkując zęby i patrząc na swoją zmęczoną twarz, zadaję sobie pytanie jak to możliwe, że doprowadzam się do takiego stanu. Jak to możliwe, że właśnie tak pożytkuję największy dar jaki dostałem.
Życie.
Czy naprawdę moje życie będzie właśnie tak wyglądało, aż w końcu przestanie wyglądać? Czy naprawdę urodziłem się po to, żeby myć zęby, przeglądać się w lustrze i powtarzać, te wszystkie powtarzalności? Te wszystkie czynności, które umożliwiają mi życie? Takie życie?
Od kogo jest to życie? Czemu jest to życie? Czy na nie zasłużyłem, zapracowałem, otrzymałem?
Te wszystkie kierunkowskazy, którymi jestem bombardowany, jak ma wyglądać życie, w moim przypadku się nie sprawdzają. Nigdy to, czego się dowiedziałem, nie było na dłuższą metę dla mnie korzystne. Wszystko to, co robiłem sprawdzało się przez chwilę, a później pozostawiało niedosyt, niespełnienie, pustkę.
Nie do końca pustkę. Jest w sumie coś co pozostawało zawsze. Ta myśl, to przekonanie, to coś, co nie daje mi spokoju. Ta pewność niepewności, która utrzymuje mnie ciągle przy życiu. Że to nie jest wszystko, że to co się wydarza nie jest moją ostatecznością. Że będzie takie miejsce, zdarzenie, taki ja, który urodzi się na nowo. Obudzi z tego snu. Otrzyma cel, misję, przeznaczenie.
Muszę tylko wytrzymać. Jeszcze trochę. Kolejny dzień, dwa, miesiąc, rok. To uczucie, odczucie, przeczucie, daje mi, kieruje mnie, wzmacnia mnie, umożliwia życie.
Tylko jakie na razie jest to życie?