Tytuł roboczy – dzień ósmy

Kolejny dzień. Kolejny jebany dzień w tym popierdolonym świecie, ze mną. Nie, dzisiaj na pewno nie dam rady wsiąść do tego trolejbusu i jechać do, i być w pracy. Dzisiaj na pewno tam nie idę.

Ręce same zrzucają kołdrę, nogi jak zawsze lądują na podłodze, a głowa chowa się ramionach. Siedząca pozycja embrionalna. Codziennie rano wygląda tak samo. Codziennie rano czuję się tak samo. Obiecuję sobie to samo i tak samo ląduję w pracy.

Ale dzisiaj jest jakoś inaczej. Ciężej, mroczniej. Wszystko wydaję się bardziej spowite ciemnością. Dzisiaj naprawdę czuję, że już nie dam rady. I mimo, że ciało wykonuje wyuczone przez lata czynności, umysł nie chce puścić.

Może jednak posiedzę trochę dłużej i zobaczę, co się wydarzy?

Tułów się prostuje i idę do łazienki odbębnić codzienną rutynę aby być przygotowanym do i gotowym w pracy.

Szczotkując zęby i patrząc na swoją zmęczoną twarz, zadaję sobie pytanie jak to możliwe, że doprowadzam się do takiego stanu. Jak to możliwe, że właśnie tak pożytkuję największy dar jaki dostałem.

Życie.

Czy naprawdę moje życie będzie właśnie tak wyglądało, aż w końcu przestanie wyglądać? Czy naprawdę urodziłem się po to, żeby myć zęby, przeglądać się w lustrze i powtarzać, te wszystkie powtarzalności? Te wszystkie czynności, które umożliwiają mi życie? Takie życie?

Od kogo jest to życie? Czemu jest to życie? Czy na nie zasłużyłem, zapracowałem, otrzymałem?

Te wszystkie kierunkowskazy, którymi jestem bombardowany, jak ma wyglądać życie, w moim przypadku się nie sprawdzają. Nigdy to, czego się dowiedziałem, nie było na dłuższą metę dla mnie korzystne. Wszystko to, co robiłem sprawdzało się przez chwilę, a później pozostawiało niedosyt, niespełnienie, pustkę.

Nie do końca pustkę. Jest w sumie coś co pozostawało zawsze. Ta myśl, to przekonanie, to coś, co nie daje mi spokoju. Ta pewność niepewności, która utrzymuje mnie ciągle przy życiu. Że to nie jest wszystko, że to co się wydarza nie jest moją ostatecznością. Że będzie takie miejsce, zdarzenie, taki ja, który urodzi się na nowo. Obudzi z tego snu. Otrzyma cel, misję, przeznaczenie.

Muszę tylko wytrzymać. Jeszcze trochę. Kolejny dzień, dwa, miesiąc, rok. To uczucie, odczucie, przeczucie, daje mi, kieruje mnie, wzmacnia mnie, umożliwia życie.

Tylko jakie na razie jest to życie?

 

Podobne

Tytuł roboczy dzień dwudziesty pierwszy

Robię, co robię, by się utrzymać, by nie utonąć. Dryfuję przez życie, miotany na wszystkie strony, próbując znaleźć stały ląd. Pragnę się zaczepić, pragnę odnaleźć

Tytuł roboczy dzień dwudziesty

Nie umiem, nie wiem gdzie ich znaleźć, jak ich znaleźć. Próbowałem ponownie wrócić do firmy ale nie posiadając identyfikatora nie wszedłem nawet do trolejbusu, który

Tytuł roboczy dzień dziewiętnasty

Ile jeszcze kluczy będę musiał dostać. Ile nowych, zmieniających życie rzeczy, książek, filmów, sytuacji, ćwiczeń, jedzeń, zwyczajów, podcastów, modlitw będę musiał doświadczyć, otrzymać osiągnąć żeby…

Tytuł roboczy – dzień osiemnasty

Wybór tego klucza był jedynym wyborem jakiego dokonałem w moim życiu. Nigdy nie decydowałem, wszystko działo się samo. Teraz kiedy siedzę i trzymam ten klucz

Tytuł roboczy – dzień siedemnasty

Dwa dni później   Czemu zawsze musi być ktoś wyjątkowy, wybrany? Skąd we mnie to pragnienie wyróżnienia się, osiągnięcia czegoś wyjątkowego, bycia kimś więcej, czymś

Tytuł roboczy – dzień szesnasty

Wszyscy wyszli. Zostałem sam. Na co mi ten pieprzony klucz? Co niby ma otwierać? Gdzie oni się podziali? Wstałem i zacząłem chodzić, w sumie to

Tytuł roboczy – dzień pietnasty

Co napisać kiedy obudziłem się w dobry nastroju? Co to w ogóle oznacza „dobry dzień”? Wtedy kiedy nic nie muszę, nic nie robię, nikt ode

Tytuł roboczy – dzień czternasty

  Sześć dni później   To tylko czternaście dni, a wydaje się, że już pół roku piszę to opowiadanie. Niezrealizowanie, samotność, ból istnienia, brak motywacji

Tytuł roboczy – dzień trzynasty

Sześć dni później   I nic. Nic, nic, nic się kurwa nie wydarzyło. Sześć długich, pieprzonych dni i nic. Gdzie ten zapał? Gdzie ta jasność?

Tytuł roboczy – dzień dwunasty

Trzy dni później   Dziwny jest ten paranoik, który krąży mi po głowie. Często jak piszę to właśnie w tą stronę skręca moje pisanie. Mesjanizm,

Tytuł roboczy – dzień jedenasty

Tonę w oceanie rozmyślań. Tonę w morzu możliwych scenariuszy, które co sekundę przelatują mi przez głowę. Czy coś z tego się wydarzy, czym może są

Tytuł roboczy – dzień dziesiąty

Dwadzieścia dni później   Czy szczęścia mogę się nauczyć? Czy mogę coś pomyśleć, powiedzieć, zrobić by być szczęśliwym? Czy ja, ja mogę dokonać, zrealizować coś