Dwa dni później
Czemu zawsze musi być ktoś wyjątkowy, wybrany? Skąd we mnie to pragnienie wyróżnienia się, osiągnięcia czegoś wyjątkowego, bycia kimś więcej, czymś ponad? Czemu zwyczajność jest … odrażająca, odpychająca, obrzydliwa? Czemu zawsze czekam na ten dzień, na to coś co odmieni to, co jest? Ten moment, ta chwila, która zamieni brzydkie kaczątko, w coś pięknego, nadzwyczajnego, olśniewającego.
Opisywanie tego co jest we mnie, ma mnie oczyścić. Nie wierzę temu, co myślę. To co jest, to co ma definiować mnie jako osobę, nie może być tym, co przelatuje przez moją głowę. Piszę to ale za tym nie podążam. To jest tylko bagno przez które staram się przebić, które muszę przebrnąć aby dojść do Prawdy. Mam cel, chcę go osiągnąć, odnaleźć, poznać, a to co jest między mną a Nim jest po prostu czymś, co muszę usunąć.
Nie wpuścili mnie do pracy. Moja przepustka nie otwiera żadnych drzwi i nikt nie umie wytłumaczyć mi czemu. Nikt nie chce ze mną na ten temat rozmawiać. Nikt mnie nie poznaje, nikt nie pamiętam abym tam pracował. Z dnia na dzień stałem się jeszcze bardziej nikim niż do tej pory. Nawet sam zacząłem wątpić czy chodziłem do tej pracy, do tego budynku. Czy spotykałem tych wszystkich ludzi, którzy teraz jeszcze bardziej nie zwracają na mnie uwagi, co wydawało się do tej pory niemożliwością.
Jedyne co mi przypominało, co powodowało, że nie zwariowałem to ten klucz. Klucz, który miał mi umożliwiać, który miał otwierać, zmienić, który miał być początkiem nowego. I w sumie jest. Tylko nie tak, to sobie wyobrażałem. Nie miałem zamienić się w jeszcze większe nic. Miałem stać się kimś wyjątkowym, zmienić w kogoś szanowanego, poważanego, docenianego, a po prostu zniknąłem. Zostałem wymazany, skasowany.
I to co dotychczas było nijakim życiem, stało się pragnieniem, którego nie mogę zrealizować. Zatęskniłem za tym wszystkim co mi odebrano. Za tymi przyzwyczajeniami, rutynami, rytuałami, powtarzalnościami, które definiowały mój dzień. Które określały czym jestem, jaki jestem.
Dowiedziałem się, że tak naprawdę to lubiłem. Każdego dnia robiłem to, co wybierałem. Że nikt mi tego tak naprawdę nie narzucał, że był to mój wybór, bo tak chciałem. Nienawidziłem tego, cierpiałem przez to, wydawało mi się, że chciałem się tego pozbyć ale teraz zrozumiałem, że był to mój wybór. Każdego dnia wstawałem i wybierałem życie, które miałem, a którego nie chciałem, a które miałem.
I teraz kiedy siedzę i wpatruję się w ten klucz, to czuję rozpacz za tym co utraciłem. Mówiłem, że chcę zmian ale ich nie chciałem. Pragnąłem ich ale nie wierzyłem, że kiedykolwiek mogą nastąpić. Byłem w komfortowej sytuacji narzekania na to co mam wierząc, że nigdy się to nie odmieni. Była to idealna wymówka, wytłumaczenie na to co, jak się okazało sam wybrałem. I teraz kiedy to nastąpiło, co afirmowałem ale czego nie chciałem, czuję … wściekłość. Nie jest to tym czym miało być. Nie jest takie jak być powinno. Nie wygląda tak, jak sobie zaplanowałem. Zostałem oszukany, obrabowany z wszystkiego co miałem i nikt nie dał mi nic w zamian. Zrobiłem to, czego ode mnie oczekiwano. Wybrałem to, co chciano abym wybrał. Straciłem wszystko w zamian, za co? Za klucz? Klucz do czego? Przecież teraz nikt nie używa, żadnych pierdolonych kluczy! Czemu jak go brałem nie przyszło mi do głowy, że teraz wszystko działa na karty, kody dostępu, a nie pierdolone klucze!
Cisnąłem go w kąt i wpadłem w stan, który był połączeniem wściekłości i rozpaczy. Nie wiem jak długo to trwało. Obudziłem się zapłakany leżąc na podłodze. Byłem wyczerpany, zlany potem, zmarznięty od przemoczonych ubrań. Otworzyłem oczy i pierwsze co ujrzałem, to klucz leżący pod jedną z szafek. Przez chwilę, zaraz po przebudzeniu, o nim nie pamiętałem, a teraz sam daje znać o sobie, że jest, że był moim wyborem. Z wściekłością podczołgałem się do niego, wziąłem do ręki by wyrzucić przez okno … ale zorientowałem się, że tylko on mi pozostał. Że był teraz wszystkim co mam. Że tylko on może zapewnić mi coś innego od tego co teraz, od tej nicości, w której się znalazłem. Jeżeli teraz go wyrzucę, to pozostanę w miejscu, którego nienawidzę nawet bardziej od tego, co było wcześniej. W miejscu, w którym na pewno nie chcę zostać i zrobię wszystko aby z niego się wydostać.