Tytuł roboczy – dzień siedemnasty

Dwa dni później

 

Czemu zawsze musi być ktoś wyjątkowy, wybrany? Skąd we mnie to pragnienie wyróżnienia się, osiągnięcia czegoś wyjątkowego, bycia kimś więcej, czymś ponad? Czemu zwyczajność jest … odrażająca, odpychająca, obrzydliwa? Czemu zawsze czekam na ten dzień, na to coś co odmieni to, co jest? Ten moment, ta chwila, która zamieni brzydkie kaczątko, w coś pięknego, nadzwyczajnego, olśniewającego.

Opisywanie tego co jest we mnie, ma mnie oczyścić. Nie wierzę temu, co myślę. To co jest, to co ma definiować mnie jako osobę, nie może być tym, co przelatuje przez moją głowę. Piszę to ale za tym nie podążam. To jest tylko bagno przez które staram się przebić, które muszę przebrnąć aby dojść do Prawdy. Mam cel, chcę go osiągnąć, odnaleźć, poznać, a to co jest między mną a Nim jest po prostu czymś, co muszę usunąć.

 

Nie wpuścili mnie do pracy. Moja przepustka nie otwiera żadnych drzwi i nikt nie umie wytłumaczyć mi czemu. Nikt nie chce ze mną na ten temat rozmawiać. Nikt mnie nie poznaje, nikt nie pamiętam abym tam pracował. Z dnia na dzień stałem się jeszcze bardziej nikim niż do tej pory. Nawet sam zacząłem wątpić czy chodziłem do tej pracy, do tego budynku. Czy spotykałem tych wszystkich ludzi, którzy teraz jeszcze bardziej nie zwracają na mnie uwagi, co wydawało się do tej pory niemożliwością.

Jedyne co mi przypominało, co powodowało, że nie zwariowałem to ten klucz. Klucz, który miał mi umożliwiać, który miał otwierać, zmienić, który miał być początkiem nowego. I w sumie jest. Tylko nie tak, to sobie wyobrażałem. Nie miałem zamienić się w jeszcze większe nic. Miałem stać się kimś wyjątkowym, zmienić w kogoś szanowanego, poważanego, docenianego, a po prostu zniknąłem. Zostałem wymazany, skasowany.

I to co dotychczas było nijakim życiem, stało się pragnieniem, którego nie mogę zrealizować. Zatęskniłem za tym wszystkim co mi odebrano. Za tymi przyzwyczajeniami, rutynami, rytuałami, powtarzalnościami, które definiowały mój dzień. Które określały czym jestem, jaki jestem.

Dowiedziałem się, że tak naprawdę to lubiłem. Każdego dnia robiłem to, co wybierałem. Że nikt mi tego tak naprawdę nie narzucał, że był to mój wybór, bo tak chciałem. Nienawidziłem tego, cierpiałem przez to, wydawało mi się, że chciałem się tego pozbyć ale teraz zrozumiałem, że był to mój wybór. Każdego dnia wstawałem i wybierałem życie, które miałem, a którego nie chciałem, a które miałem.

I teraz kiedy siedzę i wpatruję się w ten klucz, to czuję rozpacz za tym co utraciłem. Mówiłem, że chcę zmian ale ich nie chciałem. Pragnąłem ich ale nie wierzyłem, że kiedykolwiek mogą nastąpić. Byłem w komfortowej sytuacji narzekania na to co mam wierząc, że nigdy się to nie odmieni. Była to idealna wymówka, wytłumaczenie na to co, jak się okazało sam wybrałem. I teraz kiedy to nastąpiło, co afirmowałem ale czego nie chciałem, czuję … wściekłość. Nie jest to tym czym miało być. Nie jest takie jak być powinno. Nie wygląda tak, jak sobie zaplanowałem. Zostałem oszukany, obrabowany z wszystkiego co miałem i nikt nie dał mi nic w zamian. Zrobiłem to, czego ode mnie oczekiwano. Wybrałem to, co chciano abym wybrał. Straciłem wszystko w zamian, za co? Za klucz? Klucz do czego? Przecież teraz nikt nie używa, żadnych pierdolonych kluczy! Czemu jak go brałem nie przyszło mi do głowy, że teraz wszystko działa na karty, kody dostępu, a nie pierdolone klucze!

Cisnąłem go w kąt i wpadłem w stan, który był połączeniem wściekłości i rozpaczy. Nie wiem jak długo to trwało. Obudziłem się zapłakany leżąc na podłodze. Byłem wyczerpany, zlany potem, zmarznięty od przemoczonych ubrań. Otworzyłem oczy i pierwsze co ujrzałem, to klucz leżący pod jedną z szafek. Przez chwilę, zaraz po przebudzeniu, o nim nie pamiętałem, a teraz sam daje znać o sobie, że jest, że był moim wyborem. Z wściekłością podczołgałem się do niego, wziąłem do ręki by wyrzucić przez okno … ale zorientowałem się, że tylko on mi pozostał. Że był teraz wszystkim co mam. Że tylko on może zapewnić mi coś innego od tego co teraz, od tej nicości, w której się znalazłem. Jeżeli teraz go wyrzucę, to pozostanę w miejscu, którego nienawidzę nawet bardziej od tego, co było wcześniej. W miejscu, w którym na pewno nie chcę zostać i zrobię wszystko aby z niego się wydostać.

Podobne

Tytuł roboczy dzień dwudziesty pierwszy

Robię, co robię, by się utrzymać, by nie utonąć. Dryfuję przez życie, miotany na wszystkie strony, próbując znaleźć stały ląd. Pragnę się zaczepić, pragnę odnaleźć

Tytuł roboczy dzień dwudziesty

Nie umiem, nie wiem gdzie ich znaleźć, jak ich znaleźć. Próbowałem ponownie wrócić do firmy ale nie posiadając identyfikatora nie wszedłem nawet do trolejbusu, który

Tytuł roboczy dzień dziewiętnasty

Ile jeszcze kluczy będę musiał dostać. Ile nowych, zmieniających życie rzeczy, książek, filmów, sytuacji, ćwiczeń, jedzeń, zwyczajów, podcastów, modlitw będę musiał doświadczyć, otrzymać osiągnąć żeby…

Tytuł roboczy – dzień osiemnasty

Wybór tego klucza był jedynym wyborem jakiego dokonałem w moim życiu. Nigdy nie decydowałem, wszystko działo się samo. Teraz kiedy siedzę i trzymam ten klucz

Tytuł roboczy – dzień siedemnasty

Dwa dni później   Czemu zawsze musi być ktoś wyjątkowy, wybrany? Skąd we mnie to pragnienie wyróżnienia się, osiągnięcia czegoś wyjątkowego, bycia kimś więcej, czymś

Tytuł roboczy – dzień szesnasty

Wszyscy wyszli. Zostałem sam. Na co mi ten pieprzony klucz? Co niby ma otwierać? Gdzie oni się podziali? Wstałem i zacząłem chodzić, w sumie to

Tytuł roboczy – dzień pietnasty

Co napisać kiedy obudziłem się w dobry nastroju? Co to w ogóle oznacza „dobry dzień”? Wtedy kiedy nic nie muszę, nic nie robię, nikt ode

Tytuł roboczy – dzień czternasty

  Sześć dni później   To tylko czternaście dni, a wydaje się, że już pół roku piszę to opowiadanie. Niezrealizowanie, samotność, ból istnienia, brak motywacji

Tytuł roboczy – dzień trzynasty

Sześć dni później   I nic. Nic, nic, nic się kurwa nie wydarzyło. Sześć długich, pieprzonych dni i nic. Gdzie ten zapał? Gdzie ta jasność?

Tytuł roboczy – dzień dwunasty

Trzy dni później   Dziwny jest ten paranoik, który krąży mi po głowie. Często jak piszę to właśnie w tą stronę skręca moje pisanie. Mesjanizm,

Tytuł roboczy – dzień jedenasty

Tonę w oceanie rozmyślań. Tonę w morzu możliwych scenariuszy, które co sekundę przelatują mi przez głowę. Czy coś z tego się wydarzy, czym może są

Tytuł roboczy – dzień dziesiąty

Dwadzieścia dni później   Czy szczęścia mogę się nauczyć? Czy mogę coś pomyśleć, powiedzieć, zrobić by być szczęśliwym? Czy ja, ja mogę dokonać, zrealizować coś