Jeden dzień później
Jak daleko mam szukać odpowiedzialności? Gdzie szukać źródła tego, co się wydarzyło. Co jest przyczyną, powodem, celem tego zdarzenia?
Ta krew na rękach, na moich rękach. Czy to jest właśnie znak? Czy to jest moment, w którym powinienem powiedzieć dość.
Dzisiaj jej nie ma. Dzisiaj jest tak jak było przedtem. Dzisiaj wszystko to, co mogło nastąpić potem, nie nastąpiło. Zostało tym samym. Zostało takim samym niezdecydowaniem, niezrealizowaniem, niespełnieniem.
Czy możliwe, że ta iskra była za słaba?
Czy może ja nigdy nie będę wystarczająco dobry aby przeprowadzić, zrealizować to, co będzie. Czy znowu będę tylko świadkiem, tego czego mogłem być przyczyną?
Rozglądam się dookoła i nie wiem czy jadę do, czy może z pracy.
Wszystko wygląda tak samo ale czy jest takie samo?
Ludzie, trolejbus, ja?
Inni ludzie, nowy trolejbus.
Nowy ja?
Nie wiem czy ma to sens. Nie wiem, czy to, co opisuje ma w sobie jakąś ciągłość, kontynuacje, początek i koniec.
Gdzie się coś zaczyna? Gdzie kończy? Czy każda sekunda ma w sobie początek i zarazem koniec? Czy możliwe jest to, że wszystko jest cały czas tworzone? Że każda sekunda jest tylko w danej chwili i jest niczym innym jak sekundą. Że nie ma początku, końca? Że nie ma kontynuacji? A może jest i początkiem i końcem i trwaniem ale tylko przez tą jedną chwilę, którą jest. A to co następuje potem czym jest? Czym jest ta kolejna sekunda? Konsekwencją tej poprzedniej? Czy może jest czymś nowym, oddzielnym, nie znającym tego czemu jest w tym miejscu? Jak się tu znalazła? Czemu jest tą sekundą w tej przestrzeni, w tym zdarzeniu, w tej chwili? Skąd się tu wzięła? Czemu się pojawiła? Jaki ma cel? I czy będzie początkiem kolejnej sekundy? Czy może końcem tego co wcześniej? A może jest tylko początkiem i końcem i trwaniem … sekundy.