Tytuł roboczy – dzień szósty

 

Trzy dni później

 

 

Nic się nie zmieniło. Po tym wszystkim co się wydarzyło, nic się nie wydarzyło. Ci ludzie, oni znowu przyszli w to samo miejsce, robią dalej to samo, zachowują się tak samo, mówią to samo, zapewne myślą to samo. Czemu nikt nie zwraca, na to wszystko uwagi? Czemu każdy dalej jest taki sam? Co się musi wydarzy żeby ci wszyscy ludzie zrozumieli, przejrzeli na oczy, otworzyli je na coś, co jest przed nimi. Żeby w końcu dostrzegli, że to co wydaje im się, że jest, jest tak naprawdę oszustwem.

 

 

Żyję w bańce. Żyję życiem, które nie wiem jak się wydarzyło. Mogę prześledzić co się wydarzyło ale i tak nie wiem jakim sposobem wydarzyło się to, co się wydarzało.

 

 

Jestem zmęczony. Jestem wyczerpany obserwowaniem, myśleniem, czekaniem na to, co wydaje mi się jest nieuniknione. Wczoraj byłem jeszcze pewny, że to jest pewne. Wczoraj jeszcze wiedziałem, że to co się wydarzyło, było tym na co czekałem. Teraz już nawet nie pamiętam, co to było, a nawet czy to było. Nie wiem jak długo będę jeszcze mógł czekać. Nie wiem jak długo będę mógł patrzeć na to co dookoła z czymś więcej niż tylko nienawiścią. Nie wiem czy jak dzisiaj wrócę, będę umiał spojrzeć na siebie w lustrze z czymś więcej niż obrzydzeniem.

 

 

Czemu wraz z wiekiem przychodzi większe zmęczenie? Czemu wraz z rozwojem nie dzieje się lżej? Wiem, że nakładam na siebie coraz więcej. Każdego dnia dodaję do tego co jest, coraz to nowe ale myślałem też, że usuwam to co niepotrzebne. Tyle lat poświęciłem na odkrywaniu, dokopywaniu się do tego co uważałem za niepotrzebne. A czuję się jakbym dokopał tylko sobie samemu. Jakbym nie usunął niczego, tylko dołożył kolejne formy do już istniejących.

Podróżuję, przemieszczam się tam i z, a cały czas tkwię w tym samym miejscu. Nie zrobiłem ani kroku mimo, że codziennie przemieszczam się o dziesiątki kilometrów. Cały czas stoję lub siedzę, a jedyne co się rusza to krajobraz za szybą. To wszystko co wschodzi na wschodzie i zachodzi na zachodzie, co  jest chwilą mojego życia, jest fikcją dnia jutrzejszego. Wszystko co widziałem przeminęło. Wszystko co usłyszałem się rozpierzchło. Co jakiś czas udawało mi się zabrać, ze sobą cząstkę tego, co wydawało się być ulotne. Obraz, wspomnienie jakaś myśl. To co wydawało się najpiękniejsze, to co było najstraszniejsze, zbierałem i zabrałem w swoją nieruchomą podróż. I teraz coś, co wydawało się nie mieć materii, nic nie ważyć, być tylko przeszłym zdarzeniem, wciska mnie coraz mocniej w fotel, którym podróżuję. Już nie mam sił wstać i zmienić miejsce. Już nie mam siły spojrzeć w drugą stronę, poszukać czegoś, zobaczyć coś innego. Moje myśli, moje słowa są tylko tym, czym jest świat za szybą. Pozostało mi jedynie czekać, aż pociąg ruszy w inną stronę.

 

 

Świat za oknem trolejbusu jest tym samym. Ulega przemianom ale ciągle jest tym samym. Ciągle coś nowego powstaje, ciągle remontuje i dobudowuje ale ciągle jest tym samym. Ciągle jest tym samym brudnym, śmierdzącym, betonowym postumentem niedorozwoju ludzkości, który coraz bardziej przesłania słońce. Jest tylko wielkim zmarnowaniem tego co otrzymaliśmy, a co roztrwaniamy każdego dnia. I wydaje się, że nikt prócz mnie tego nie widzi. Że nikt nie rusza nawet palcem aby zrobić coś z tym marnotrawstwem. Że nikt nie stara się nawet spróbować dostrzec tego, co jest tak oczywiste.

Patrzę na te uśmiechnięte, rozgadane twarzy trolejbusowej przyjaźni i jedyne co widzę, to śmierć i pustkę w ich wnętrzu. Czy oni codziennie rano nie dostrzegają w sobie tego, co ja w nich widzę od dawna? Jak można patrzeć na siebie i nie zobaczyć tego czym się jest naprawdę? Czy jest coś lub ktoś, dzięki czemu te martwe istotny ponownie odżyją? Czy kiedykolwiek uda się tchnąć życie w te martwe skorupy?

Ciągle ma nadzieję, że to co nieuniknione nastąpić musi. Wiem, że coś, kiedyś, gdzieś, ktoś. Ale jak długo mam żyć w tym martwym polu? Jak długo mam patrzeć na to zdechłe coś, co odbija się każdego dnia w tej pierdolonej szybie. Jak długo mam znosić obecność tej upiornej maski, którą codziennie rano, z obrzydzeniem i nadzieją nakładam przed lustrem. I mimo, że codziennie staram się ubrać nową, lepszą nic się nie zmienia. Ja się nie zmieniam. Dalej wewnątrz, w środku, tam gdzie powinno być życie, jest pustka i nic więcej.

Podobne

Tytuł roboczy dzień dwudziesty pierwszy

Robię, co robię, by się utrzymać, by nie utonąć. Dryfuję przez życie, miotany na wszystkie strony, próbując znaleźć stały ląd. Pragnę się zaczepić, pragnę odnaleźć

Tytuł roboczy dzień dwudziesty

Nie umiem, nie wiem gdzie ich znaleźć, jak ich znaleźć. Próbowałem ponownie wrócić do firmy ale nie posiadając identyfikatora nie wszedłem nawet do trolejbusu, który

Tytuł roboczy dzień dziewiętnasty

Ile jeszcze kluczy będę musiał dostać. Ile nowych, zmieniających życie rzeczy, książek, filmów, sytuacji, ćwiczeń, jedzeń, zwyczajów, podcastów, modlitw będę musiał doświadczyć, otrzymać osiągnąć żeby…

Tytuł roboczy – dzień osiemnasty

Wybór tego klucza był jedynym wyborem jakiego dokonałem w moim życiu. Nigdy nie decydowałem, wszystko działo się samo. Teraz kiedy siedzę i trzymam ten klucz

Tytuł roboczy – dzień siedemnasty

Dwa dni później   Czemu zawsze musi być ktoś wyjątkowy, wybrany? Skąd we mnie to pragnienie wyróżnienia się, osiągnięcia czegoś wyjątkowego, bycia kimś więcej, czymś

Tytuł roboczy – dzień szesnasty

Wszyscy wyszli. Zostałem sam. Na co mi ten pieprzony klucz? Co niby ma otwierać? Gdzie oni się podziali? Wstałem i zacząłem chodzić, w sumie to

Tytuł roboczy – dzień pietnasty

Co napisać kiedy obudziłem się w dobry nastroju? Co to w ogóle oznacza „dobry dzień”? Wtedy kiedy nic nie muszę, nic nie robię, nikt ode

Tytuł roboczy – dzień czternasty

  Sześć dni później   To tylko czternaście dni, a wydaje się, że już pół roku piszę to opowiadanie. Niezrealizowanie, samotność, ból istnienia, brak motywacji

Tytuł roboczy – dzień trzynasty

Sześć dni później   I nic. Nic, nic, nic się kurwa nie wydarzyło. Sześć długich, pieprzonych dni i nic. Gdzie ten zapał? Gdzie ta jasność?

Tytuł roboczy – dzień dwunasty

Trzy dni później   Dziwny jest ten paranoik, który krąży mi po głowie. Często jak piszę to właśnie w tą stronę skręca moje pisanie. Mesjanizm,

Tytuł roboczy – dzień jedenasty

Tonę w oceanie rozmyślań. Tonę w morzu możliwych scenariuszy, które co sekundę przelatują mi przez głowę. Czy coś z tego się wydarzy, czym może są

Tytuł roboczy – dzień dziesiąty

Dwadzieścia dni później   Czy szczęścia mogę się nauczyć? Czy mogę coś pomyśleć, powiedzieć, zrobić by być szczęśliwym? Czy ja, ja mogę dokonać, zrealizować coś