Sześć dni później
I nic. Nic, nic, nic się kurwa nie wydarzyło. Sześć długich, pieprzonych dni i nic. Gdzie ten zapał? Gdzie ta jasność? Czemu nie ma we mnie tej siły i tej motywacji abym w końcu zrobił to, to jedno do czego zostałem stworzony. To, ten powód, dla którego przyszedłem na ten świat, chyba. Dlaczego rozpalasz we mnie ten ogień, którego potem nie umiem podtrzymać, a tym bardziej rozniecić go, rozprzestrzenić na ten zdeprawowany, okrutny, chylący się ku upadkowi miałki świat. Po co mi to dajesz? Po co mi pokazujesz tę moc, tę energię, ten cel, którego nie wiem jak, nie umiem zrealizować.
Czemu właściwie do ciebie mówię? Po co zwracam się do czegoś, czego i tak najprawdopodobniej nie ma.
Siedzę i nie wiem co dalej. Te pierwszej dni po objawieniu, były wspaniałe, pełne energii i pasji. Szukałem rozwiązań jak mam to zrobić ale utknąłem w martwym punkcie. Jestem przecież tylko pracownikiem niższego szczebla poziomu minus 6. Jak mam to zrobić skoro nie mam nawet dostępu do ludzi, którzy mają dostęp. Szukałem i starałem się ale nic nie wychodziło. Wszystkie moje próby legły.
Z każdym dniem tej energii było coraz mniej, aż w końcu dzisiaj znowu powróciłem do stanu, w którym żyję odkąd pamiętam. Beznadzieja i rozpacz. Zagubienie, zwątpienie, brak energii i chęci do robienia czegokolwiek.
Dalej nie mogę zrozumieć skąd to wszystko się wzięło. Skąd we mnie było tyle myśli i pasji, skoro nie przekuło się to w nic pozytywnego. Pokazało mi to tylko, znowu, że jestem nieudacznikiem, który nie umie doprowadzać rzeczy do końca. Mimo tego, że otrzymałem to co otrzymałem, to dzięki czemu zrozumiałem, że mój świat nie musi wyglądać tak jak wygląda przez te wszystkie lata, to i tak niczego nie zmieniłem, niczego nie dokonałem, niczego nie osiągnąłem. Po co ten przebłysk światłości, skoro wpędził mnie jeszcze głębiej do tej ciemnej dziury, w której żyję. To zdarzenie pokazało mi jedynie kolejny poziom beznadziejności, o którym nie wiedziałem i którego przecież nigdy nie wybrałbym aby w nim, z nim żyć.
I o co chodzi z tym kierowaniem pretensji i pytań do ciebie? Czy naprawdę uważam, myślę, że ktoś, coś mnie słucha, słyszy? I jeszcze mi odpowie? Skąd to w ogóle wypełzło?
Ktoś lub coś, nieźle się mną bawi. Zsyła na mnie te myśli, te rozważania i czeka, oczekuje mojej reakcji, mojego komicznego zachowania.
Naprawdę wierzyłem, że mogę to zmienić, że mogę dokonać to, czego wszyscy w głębi duszy się spodziewają, czego oczekują. Byłem przekonany, że to ja poprowadzę ludzkość do nowego świata. Że to ja będę przyczyną, ręką, która pchnie ludzkość, na nowe tory rozwoju. A okazało się, że ta ręka jest głęboko w sedesie i jedyne co umie, to czyścić codzienne gówno.